Tytuł dziennika „A me stesso”, czyli – sobie samemu, nawiązuje do wystawy mającej taką samą nazwę, którą ten artysta został uhonorowany w 2002 roku w Zachęcie na 75-lecie swoich urodzin. Była ona nie tyle sumą jego twórczości, co prezentacją nowych prac powstałych w okresie zaledwie kilku ostatnich lat – nieoczekiwanie odbiegających od dotychczasowych. Wykładowca w warszawskiej ASP od 1956 roku, będący absolwentem tejże, przyciągał studentów nie tylko swoją twórczością (uczestnik Ogólnopolskiej Wystawy Młodej Plastyki w Arsenale w 1955 roku, laureat Nagrody im. Jana Cybisa - 1977), ale i – osobowością. Bogactwem i różnorodnością zainteresowań tego artysty, można obdzielić wielu humanistów - takich spostrzeżeń dostarczają także wypisy z dzienników obejmujące lata 1999-2008 i opatrzone podtytułem „Drogi i rozstaje twórczości”.
W jednym z trzech wstępów do notatek, Jerzy Artysz napisał: „Jacek jest wielkim muzykiem, który maluje”. Na dowód przytoczyć można dziesiątki notatek na tę okoliczność, bo muzyka, jej wykonawcy i kompozytorzy są jednym z leitmotivów tego dziennika. Drugim nawracającym motywem notatek są trzy ważne miejsca dla Sempolińskiego: rodzinna Warszawa, Męćmierz i Nieborów. Porusza się po nich ruchem konika szachowego – każde następne jest nie tylko zaplanowanym miejscem pobytu, ale i ucieczką od poprzedniego…
Piszący wstęp Lech Sokół koncentruje się na mało znanym epizodzie twórczym Sempolińskiego z początku kariery, kiedy artysta odniósł sukces jako scenograf – jego praca do „Andromachy” Racine’a wygrała na wystawie młodych artystów szkół artystycznych, ciesząc się świetnymi recenzjami i torując drogę do dalszych realizacji. Ale nie chciał. „Zrozumiałem, że teatr nie dla mnie, że w domu, przy stole, projektując, jestem królem – tu, w instytucji, jestem częścią organizmu, a to likwidowało moją wyobraźnię” – zanotował po latach Sempoliński.
Pod każdą datą dzienną znajduje się rodzaj metryczki dnia – relacja na temat samopoczucia, pogody, często – refleksje o spotkaniach z ludźmi, sprawozdanie z własnych wątpliwości na temat sztuki, ale - nie tylko.
„Żyję jednak idiotycznie – „Anna Karenina”, filmy z Gretą Garbo, rysunki, Chopin Blechacza bardziej decydują o stanie ducha niż rzeczywistość. Tak żyłem zawsze, może dlatego byłem swobodniejszy od innych. (…) To odcięcie od rzeczywistości dawało mi pewien luksus wewnętrzny, ale i sprawiało, ze byłem zawsze postacią niejako fikcyjną” – zanotował w lutym 2006 roku Jacek Sempoliński. „ (…) myślę o Obojgu Rodziców właściwie bez przerwy. Tak jak o przeszłości, stale jestem w niej pogrążony” – zwierza się wielokrotnie na kartach dziennika…