Leonid Krawczuk dla "Rz": Zachód oszukał Ukrainę

O niedotrzymanych przez Amerykanów i Brytyjczyków gwarancjach integralności terytorialnej i o tym, dlaczego Ukraińcy nie byli gotowi na niepodległość – mówi Leonid Krawczuk, były prezydent Ukrainy.

Aktualizacja: 11.05.2022 08:42 Publikacja: 16.12.2015 20:00

Nasi synowie i córki umierają nie tylko za Ukrainę – mówi Leonid Krawczuk (w środku) Jerzemu Haszczy

Nasi synowie i córki umierają nie tylko za Ukrainę – mówi Leonid Krawczuk (w środku) Jerzemu Haszczyńskiemu (z prawej) i Jędrzejowi Bieleckiemu

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

10 maja, w wieku 88 lat zmarł Leonid Krawczuk, pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy. Przypominamy wywiad, jaki z byłym ukraińskim prezydentem przeprowadzili w 2015 roku Jerzy Haszczyński i Jędrzej Bielecki

Czytaj więcej

Nie żyje Łeonid Krawczuk, pierwszy prezydent Ukrainy

"Rzeczpospolita": 24 lata temu podpisał pan z Borysem Jelcynem i Stanisławem Szuszkiewiczem w Puszczy Białowieskiej porozumienia o rozwiązaniu ZSRR. Dziś Ukraina to jeden z najbiedniejszych krajów Europy, z płonącą na wschodzie granicą, ogromną korupcją. Czy pana kraj był w 1991 roku gotowy na niepodległość?

Leonid Krawczuk: Sam zadaję sobie to pytanie. Ale kto może tak naprawdę ocenić, czy kraj jest gotowy do samodzielnego, nowego życia? Można to ocenić w przypadku pojedynczego człowieka, ale dziesiątków milionów różnych ludzi? Nie wolno zapominać, że Ukraina ma za sobą niezwykle ciężką historię: represje, głód, wojny. Za czasów ZSRR straciliśmy z tych powodów około 16 mln ludzi! Zostali krewni, dzieci, którzy nie mogą zapomnieć tego, co się zdarzyło. Wiedzą, kto jest winny: sowiecki reżim, Związek Radziecki, dyktatura Stalina. To oczywiście rodzi uczucie bólu, nawet nienawiści do wrogów. Właśnie z tego powodu Ukraina zawsze była gotowa do niepodległości, do samodzielnego bytu. Ale czy potrafiła tę niepodległość zagospodarować, to już inna rzecz. Jeśli chodzi o budowę demokracji, rządów prawa, gospodarkę rynkową – to trzeba przyznać, że Ukraina gotowa nie była. Dla nas to wszystko było nowe. Żyliśmy przecież 330 lat w imperium carskim, a potem 80 lat w reżimie sowieckim. To były zupełnie inne stosunki międzyludzkie, warunki polityczne i gospodarcze. Inne podejście do człowieka, do wiary, do Cerkwi. Musieliśmy się wszystkiego uczyć od początku.

Tyle że w 1991 roku poziom życia w Polsce był porównywalny z tym na Ukrainie. Dziś jest czterokrotnie wyższy.

Polska była niezależnym krajem od stuleci. Ma też homogeniczne społeczeństwo: 99 proc. to Polacy. U nas i pod tym względem sytuacja jest zupełnie inna: 20 proc. to Rosjanie, Ukraińców jest tylko 73 proc. Wschód kraju patrzy ku Rosji, zachód – ku Europie, centrum trochę w jedną, trochę w drugą stronę. Nie ma jednolitego narodu. W polityce jedni ciągną w lewo, inni w prawo, jeszcze inni w ogóle nie wiadomo... Dlatego nie mogliśmy skoncentrować się na jednym kierunku rozwoju. Jako prezydent musiałem przede wszystkim dbać o to, aby te różne siły nie skonfliktowały się z sobą, działać tak, aby różne grupy obywateli mogły budować własne życie. Nie mogliśmy od razu zbudować potężnego, jednolitego narodu.

System oligarchiczny takiego narodu nie tylko nie zbudował, ale go jeszcze bardziej osłabił.

Jako prezydent starałem się temu zapobiec. Ale po mnie przyszli kolejni prezydenci i każdy wdrażał własny plan rozwoju. Leonid Kuczma od razu uznał, że to, co robiłem, nie było właściwe. Chciał budować potężne grupy finansowo-przemysłowe. Sądził, że zapewnią Ukrainie postęp. Niestety, ludzie, którzy stanęli na czele tych grup, przekształcili się w oligarchów. Potem przyszedł Wiktor Juszczenko. On też uznał, że jego poprzednik działał źle, że trzeba inaczej. Ale popełnił wiele błędów. Janukowycz z kolei odciął się, mówiąc w uproszczeniu, od kursu na Europę. Lawirował trochę w tę stronę, trochę w inną. Na Ukrainie nigdy nie było więc jednego, przemyślanego planu budowy państwa, który kontynuowaliby kolejni prezydenci.

A obecny, Petro Poroszenko, nie ma takiego planu?

Twierdzi, że ma. Działa, jakby to od niego zaczęła się niezależność kraju. U naszych przywódców wysokiej kultury moralno-politycznej nie ma. Ale trzeba przyznać, że dziś zdecydowanie obrano kurs na europejską integrację. Ukraina żyje nadzieją, że będzie w przyszłości państwem europejskim. Oczywiście, to stanie się nie od razu. To, że zawarliśmy układ stowarzyszeniowy, nie oznacza, że pozbyliśmy się korupcji, że wdrożyliśmy reformy, że przestrzegamy europejskich wartości. To trzeba wprowadzać stopniowo. Ale kurs został obrany. Oby teraz starczyło w rządzie woli politycznej, aby posuwać się do przodu, bo niestety, we władzach wciąż często są ludzie, którzy w pierwszej kolejności dbają nie o dobro kraju, ale o samych siebie.

Wierzy pan, że Ukraina rzeczywiście kiedyś stanie się członkiem Unii Europejskiej?

Jest na to szansa.

Wysokiej rangi dyplomaci Niemiec i Francji twierdzą, że to niemożliwe i że od lat mówili to ukraińskim przywódcom.

Mogą tak mówić, ale mnie interesuje oficjalne stanowisko tych państw. Jeśli Niemcy otwarcie oświadczą, że zjednoczona Europa kończy się na Polsce, a to samo potwierdzą Francja i Wielka Brytania, to się do tego ustosunkuję.

W maju na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze przywódcy Unii oficjalnie odmówili przyznania Ukrainie tzw. europejskiej perspektywy. A przecież dla integracji ze wspólnotą Ukraina straciła Krym i Donbas. Było warto?

Z Donbasem sprawa jest otwarta. Ale nigdy nie można powiedzieć, że taka strata może mieć jakiś sens. Wy, Polacy, znacie mentalność Rosji, jej politykę, historię...

Przez ponad dwa wieki w tej czy innej formie żyliśmy pod panowaniem Rosji.

No właśnie. Jestem jednym z tych polityków na Ukrainie, którzy najlepiej rozumieją Rosję. Tam studiowałem, pracowałem, byłem członkiem sowieckich władz. To wszystko przekonało mnie, że podstawą rosyjskiej polityki jest imperializm, poszukiwanie zdobyczy, agresja. Rosja zawsze uważała, że nie może stracić Ukrainy. Tak jest zresztą zapisane w jej oficjalnych dokumentach. Przez setki lat polityki imperialnej ukształtował się kraj nastawiony na wojnę, to wpłynęło na wszystkie środowiska, także inteligencję, polityków. Właśnie dlatego agresywna strategia Putina jest wspierana przez 90 proc. Rosjan. I dlatego tak trudno było nie oddać Krymu Rosji. Z którymkolwiek rosyjskim przywódcą się spotykałem, zawsze słyszałem to samo: Krym powinien wrócić do Rosji, bo oddając półwysep Ukrainie, Chruszczow złamał prawo. Kreml czekał więc tylko na odpowiedni moment. Kiedy Ukraina zajęła się tworzeniem nowej władzy po rewolucji godności, Rosjanie od razu wkroczyli na półwysep i zaczęli podburzać ludność Donbasu do powstania przeciw władzom w Kijowie.

Gdyby Ukraina zachowała broń jądrową, trzeci największy arsenał na świecie, Rosja nie mogłaby zająć Krymu i Donbasu. Pan wspierał zawarcie w 1994 roku. Memorandum Budapeszteńskiego. Dziś nie żałuje pan tego?

Chyba nie bardzo wiecie, czym była na Ukrainie broń jądrowa. Została zbudowana i rozlokowana przez Związek Radziecki. Ukraina jej nie wyprodukowała i jej nie kontrolowała. Owszem, 165 rakietowych wyrzutni stało na ukraińskiej ziemi, ale głowice jądrowe przyjechały z Rosji, tam powstały. Zresztą zgodnie z prawem żywotność tych pocisków wygasała w 1997 roku. Powinniśmy byli wtedy je zmienić, a chodziło o tysiące głowic jądrowych. Oczywiście, teoretycznie moglibyśmy te stare oddać Rosji i poprosić Rosjan o nowe, ale oni nigdy by się na to nie zgodzili. Stalibyśmy się wówczas zakładnikami przestarzałej technologii, mielibyśmy groźbę nie jednego Czarnobyla, ale wielu Czarnobyli.

Zresztą zachodnie kraje, a przede wszystkim Stany Zjednoczone, w które były skierowane wszystkie te głowice, zaczęły wywierać na nas coraz większą presję, abyśmy pozbyli się tej broni. W latach 1991–1993 zaczęli nas szantażować, grozili sankcjami.

Jakimi?

Nie wiem, tego nie sprecyzowali.

Kto panu o nich mówił? Bill Clinton?

Czy sam Clinton, nie pamiętam. Ale mówił o tym Al Gore (wiceprezydent USA w latach 1993–2001 – red.), inni przedstawiciele administracji Białego Domu. A Europa to wspierała. Kiedy zobaczyli, że się na to nie zgadzamy, nie ustępujemy, wysunęli inny pomysł. Obiecali, że jeśli oddamy broń jądrową, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i sama Rosja dadzą nam gwarancje integralności terytorialnej i suwerenności. My na to przystaliśmy, uwierzyliśmy i podpisaliśmy Memorandum Budepeszteńskie. A oni nas po prostu oszukali.

Wysokiej rangi amerykańscy dyplomaci podkreślają, że Stany Zjednoczony nie złamały danego słowa, bo dały jedynie „zapewnienia" zachowania integralności Ukrainy, a nie „gwarancje".

Dziś można mówić wszystko. Ale w deklaracji, pod którą złożyliśmy podpis, jasno napisano, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja, do których potem dołączyły Francja i Chiny, biorą na siebie ciężar ochrony naszej suwerenności i zapewniają, że żadna broń, powtarzam – żadna broń, nie będzie użyta przeciwko Ukrainie. Rozumiem – Rosja nigdy nie wywiązywała się ze swoich obietnic. Ale Zachód? Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja? Po prostu oszukały Ukrainę.

Sądził pan, że Amerykanie przyjdą na Krym i zaczną walczyć?

Nie. Myśleliśmy natomiast, że zostaną przyjęte sankcje, i to nie takie wybiórcze. A zaczęły się debaty, czego Rosji nie dać z nowoczesnej technologii, sprzedawać mistrale czy nie. Rosja powinna być na poważnie izolowana. Jeśli w pierwszych dniach zostałyby przyjęte dotkliwe sankcje, to jak sądzę, odniosłoby to skutek. A tak Rosja widzi, że nie ma jednomyślności w Europie, że USA nawet się nie kwapią sprzedać nam broni. My oddaliśmy przecież broń jądrową, każdy silos kosztował miliard dolarów, co daje 165 mld dolarów i to nie tych dzisiejszych, teraz to by było 300 mld. Prosimy, by nam sprzedali broń obronną, a oni mają wątpliwości, czy wolno ją Ukrainie sprzedawać. Bawią się z nami w kotka i myszkę. Europa też tak gra. Teraz mówi nam szczerze – główne zadania to terroryzm i uchodźcy. To bardzo ważne problemy i Europa nie może ich nie rozwiązywać. Ale Ukraina schodzi już na drugi plan. I mówi się jej: niech się sama dogaduje z Rosją. Panowie przypominają o umowie z Budapesztu. A porozumienia mińskie mają jakąś realną siłę jako dokument międzynarodowy?

Trudno powiedzieć.

Kto je podpisywał? Były prezydent Ukrainy, ambasador Rosji, przedstawicielka OBWE i jakichś dwóch nieznanych ludzi z DRL i ŁRL [republik separatystycznych na wschodzie Ukrainy – przyp. red.]. A nam mówią, że te porozumienia są prawomocne. A co z Memorandum Budapeszteńskim? Podpisywali je przecież prezydenci [USA, Rosji i Ukrainy] i premier [Wielkiej Brytanii], i nie są prawomocne?

Ważniejsze od wszystkich dokumentów międzynarodowych jest zaufanie. Mówię Ukraińcom: zakpili z nas? Jak można teraz ufać? Rosja przyjęła niedawno dokument, że jej prawo wewnętrzne jest ważniejsze od międzynarodowego. Jaki jest sens podpisywać z nią dokumenty, jeżeli one nie będą miały żadnej mocy? Krok po kroku prawo międzynarodowe traci swoją wagę. I zaufanie do niego jest małe. A jeśli te sprawy, o których mówimy, działania Rosji i stanowisko Europy i USA wobec przyjętych dokumentów są takie, jakie są, to w przyszłości będzie tak, że każdy działa, jak mu się zachce. Będzie się liczyła zasada siły, a nie zasada prawa międzynarodowego.

Dlaczego Zachód, Ameryka i Wielka Brytania zdecydowały się oszukać Ukrainę w sprawie Memorandum Budapeszteńskiego?

Bo nie chcą naprawdę zająć stanowiska wobec Rosji. Pamiętam, że prezydent Ronald Reagan nazwał Związek Sowiecki imperium zła i postawił sprawę pryncypialnie. Wszystko było na swoim miejscu, ZSRR zrozumiał, że nie będzie rozmów, ale będą skutki. A teraz nie ma żadnych konsekwencji, tylko rozmowy. Prezydent Francji Hollande jedzie do Moskwy tworzyć koalicję antyterrorystyczną. Ukraina znalazła się poza granicami tych relacji, nie jesteśmy podmiotem, ale przedmiotem stosunków międzynarodowych.

To pan jako prezydent przygotowywał dokument Memorandum Budapeszteńskiego, ale podpisał go już pana następca Leonid Kuczma w grudniu 1994 roku. Pan go popierał?

Niepotrzebne było mu moje poparcie. Wybrano go na prezydenta, podejmował decyzje, mógł zrezygnować, ja nie miałem na niego wpływu.

A gdy wybuchł kryzys krymski, Petro Poroszenko dzwonił do Waszyngtonu i przypominał, że była taka umowa?

Nie wiem. Gdy był kryzys, Poroszenko dopiero się szykował do władzy, nie było prezydenta, wtedy p.o. prezydenta był Turczynow. Poroszenko to plan pokojowy dla Donbasu, dobry, nadal go popieram. Ale jest to wewnętrzny plan ukraiński, a żeby rozwiązać problem Donbasu, potrzebny jest plan Poroszenko–Putin. Czego potrzeba, żeby Putin podpisał taki plan? Zbigniew Brzeziński proponuje nam wariant finlandyzacji, inni proponują wariant Tyrolu Południowego. Pojawiają się pomysły, które wymagają od Ukrainy nowego spojrzenia, nowych decyzji. Ale moim zdaniem Ukraina jeszcze nie jest gotowa.

Jest jeszcze jeden problem. Rosja nie godzi się na jakiekolwiek ustępstwa. My zdecydowaliśmy się na porozumienia mińskie, wiedząc, że nie doprowadzą do ostatecznego rozwiązania. Zrobiliśmy to, żeby pokazać, iż my nie chcemy rozwiązania drogą wojenną, lecz dyplomatyczną i polityczną. Rosja nawet nie chce rozmawiać, nie godzi się na najmniejsze ustępstwa. Jeżeli ma podjąć jakąś decyzję, to mówi: przecież my nie bierzemy udziału w konflikcie w Donbasie.

Czyli pokoju w Donbasie nie będzie?

Kiedyś będzie. Jeżeli razem z Zachodem i Rosją znajdziemy nowe rozwiązania do zaakceptowania dla wszystkich. Te, które są teraz, do pokoju nie doprowadzą. Ale to nie tylko Ukraina powinna szukać rozwiązań. Nie może być tak, że to my mamy coś proponować, a tak naprawdę to wciąż ustępować. Nie może być tak, że rozwiązania są wygodne dla Rosji i Zachodu, a dla nas mogą oznaczać utratę terytorium, suwerenności i państwowości. Moskwa ma wszystko wyraźnie zapisane: Ukraina powinna pozostać w systemie strategicznych narodowych interesów Rosji.

Jaka była rola USA w wybuchu buntu na Majdanie pod koniec 2013 roku? Doradca Putina Siergiej Głaziew twierdzi, że to spisek amerykański.

Dobrze znam Głaziewa, nie jest dla mnie autorytetem, jego wypowiedzi nie zamierzam komentować. A jeżeli chodzi o moją ocenę, to Majdan wybuchł spontanicznie. Nie znam żadnych danych świadczących o tym, że Ameryka organizowała Majdan. Spontanicznie zorganizowali go studenci. Potem przyszli znacznie bardziej dorośli politycy – Jaceniuk, Poroszenko, Kliczko, Tiahnybok – i wykorzystali rewolucję po to, by ją zakończyć, zdobywając władzę. Inna sprawa, że Amerykanie to poparli.

Dlaczego poparli?

Ponieważ sądzili, że Ukraina pójdzie drogą demokracji. USA zajmują pryncypialne stanowisko, popierają prawa człowieka, demokrację i wolność. Wszędzie. Z sukcesem czy nie – to inna kwestia. Ale co do zasady popierają. Widzą, że w środku Europy kraj może się stać państwem demokratycznym, to popierają.

Dlaczego prezydent Wiktor Janukowycz zdecydował się nie podpisywać umowy stowarzyszeniowej z UE na szczycie w Wilnie w listopadzie 2013 r.? Z powodu tej decyzji rozpoczął się protest na Majdanie.

Bo tak mu zaleciła Rosja. Jeździł na spotkania z Putinem i podjęli decyzję, że Ukraina nie powinna podpisywać. Bo jeśli podpisze, to Rosja sprawi jej ogromne trudności – ekonomiczne, polityczne i wojenno-terytorialne.

Powiedział pan, że Zachód oszukał Ukrainę. Ale mimo to sądzi pan, że przyjdzie dzień, gdy Ukraina stanie się członkiem UE. Dlaczego w tej sprawie Zachód nie oszuka Ukrainy?

Nie zawsze w polityce analogie mają zastosowanie. Polityka to sztuka, wynikiem globalnych procesów mogą być inne decyzje. Wierzę, że nie zawsze Zachód będzie oszukiwał Ukrainę. Skoro rozmawiam z polską gazetą, chcę powiedzieć, że stanowisko Polski w tych sprawach oceniam pozytywnie. I teraz, i wcześniej. Polska twardo wspiera Ukrainę. Obecnie, gdy na UE zwaliły się trzy kryzysy, chciałbym poprosić nowe władze i nowego prezydenta Polski, by częściej przypominali Zachodowi, że istnieje Ukraina. I że Ukraina broni teraz nie tylko siebie. Nasi synowie i córki umierają nie tylko za Ukrainę, to teraz awangarda. Jeżeli nie zatrzyma się Putina na tej granicy, to jutro on się pojawi pod Warszawą, pod Tallinem i tak dalej. Bo celem jest Rosja w granicach z czasów caratu. Jak mówi nasza poetka Lina Kostenko: „Gdzież spoglądacie, narody?! Dziś my, a jutro wy!".

Chciałbym więc, żebyśmy się skupili nie na tym, jak było, lecz jak powinno być. Ważne to wyciągać wnioski i patrzeć w przyszłość, by nie zostać znowu oszukanym. Hitler oszukał Chamberlaina, Putin oszukuje nie tylko Ukrainę, ale stopniowo i innych. Jeżeli chcemy zachować pokojową, demokratyczną, cywilizowaną Europę, to Ukrainę trzeba popierać. Tak by zagwarantować jej bezpieczeństwo, a jedyna ku temu droga – to uczestnictwo Ukrainy w NATO. Innego wyjścia nie widzę.

Może to demokraci amerykańscy oszukali Ukrainę, Obama nie zareagował na aneksję Krymu. A republikanin Bush chciał na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 roku otworzyć jej drogę do sojuszu. Dostrzega pan różnicę w podejściu do Ukrainy między republikanami i demokratami?

Takich wielkich różnic w Ameryce jak u nas na Ukrainie nie widzę. Tego nie da się porównać. Jak w Kijowie przyszedł do władzy Janukowycz, nie tylko się różnił od Juszczenki, ale przyjął całkowicie odwrotny kurs polityczny. W USA tak nie ma i nie może być. Choć niektóre decyzje są bliższe demokratom, a inne republikanom. Zobaczymy, jak będzie. Został rok do wyborów w USA. Sądzę, że doświadczenia Ukrainy – agresja Rosji i aneksja Krymu – powinny wszystkich wiele nauczyć. Jeżeli my się nie nauczymy i jeszcze raz nadepniemy na grabie, to w miejsce jednego Hitlera przyjdzie drugi Hitler.

Urodził się pan w 1934 roku w Żytyniu Wielkim, w ówczesnym województwie wołyńskim, w przedwojennej Polsce. Zachował pan jakieś wspomnienia o Polsce z wczesnego dzieciństwa?

Pamiętam, jak jeździłem z ojcem do miasta Równe, zaglądaliśmy do sklepów, było mi przyjemnie, bo ojciec znał język polski, służył w polskiej armii, był kapralem. Mam i negatywne wspomnienia, polscy właściciele ziemscy źle odnosili się do moich rodziców i do mnie. Ale to pojedyncze osoby. Generalnie mój stosunek do Polski był, jest i będzie tylko pozytywny.

O rozmówcy:
Leonid Krawczuk

(urodzony w 1934 roku w ówczesnej Polsce), był w latach 1991–1994 pierwszym prezydentem Ukrainy. Wcześniej, w Związku Sowieckim, pełnił ważne funkcje w partii komunistycznej.


10 maja, w wieku 88 lat zmarł Leonid Krawczuk, pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy. Przypominamy wywiad, jaki z byłym ukraińskim prezydentem przeprowadzili w 2015 roku Jerzy Haszczyński i Jędrzej Bielecki

"Rzeczpospolita": 24 lata temu podpisał pan z Borysem Jelcynem i Stanisławem Szuszkiewiczem w Puszczy Białowieskiej porozumienia o rozwiązaniu ZSRR. Dziś Ukraina to jeden z najbiedniejszych krajów Europy, z płonącą na wschodzie granicą, ogromną korupcją. Czy pana kraj był w 1991 roku gotowy na niepodległość?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę