Pedro Sanchez musiał spotykać się w ostatnich dniach z premierem Mariano Rajoyem wielokrotnie. Ale w końcu postawił na swoim.
– Nadszedł czas na reformę konstytucyjną – ogłosił w środę w południe Sanchez, lider socjalistycznej PSOE, głównej siły opozycyjnej kraju. – Uzgodniliśmy, że przez sześć miesięcy komisja parlamentarna oceni model funkcjonowania autonomii Katalonii, a następnie rozpoczynamy debatę na temat zmiany ustawy zasadniczej – dodał.
Kilka godzin później, już w Kortezach, Mariano Rajoy potwierdził, że „jest gotów rozmawiać o wszystkim, także o zmianie konstytucji, ale w ramach procedur przewidzianych prawem".
Puigdemont w potrzasku
Od wybuchu kryzysu szef rządu nie chciał podejmować drastycznych kroków wobec secesjonistów z Barcelony bez wsparcia nie tylko liberalnej Ciudadanos, ale także PSOE. Obawiał się, że w takim przypadku upadnie jego mniejszościowy rząd, który tworzy jedynie konserwatywna Partia Ludowa. W nocy z wtorku na środę sprawa porozumienia z Sanchezem stanęła na ostrzu noża, bo Madryt musi podjąć błyskawiczne kroki, aby powstrzymać katalońską rebelię.
– To nie będzie reforma ograniczona do samej Katalonii, ona obejmie całą Hiszpanię. Naszym wzorem są Niemcy, ich model federalny. Trzeba zmienić system finansowania regionów autonomicznych, przyznać im szereg nowych kompetencji. Dzięki temu poparcie dla secesji w Katalonii osłabnie – mówi „Rzeczpospolitej" Susana Beltrana, deputowana Ciudadanos w regionalnym parlamencie w Barcelonie.