Kraj używa nazwy „Macedonia", ale na forum międzynarodowym od ponad ćwierćwiecza określany jest z angielska: FYROM (Była Jugosłowiańska Republika Macedonii). Wymuszała to Grecja, uważająca, że Macedonia należy do jej hellenistycznej tradycji, a na dodatek pogodzenie się z nią może doprowadzić do roszczeń terytorialnych wobec północnych greckich prowincji również mających w nazwie „Macedonię".

Kompromisowa nazwa – „Macedonia Północna" – ma być używana w Macedonii (co wymaga zmiany konstytucji), w Grecji i na forum międzynarodowym. Porozumienie otworzy też niewielkiemu państwu drogę do członkostwa w NATO, a w przyszłości zapewne i w UE. Macedonia miała być zaproszona do sojuszu już dziesięć lat temu, ale spotkało się to z greckim wetem.

Podpisy złożyli szefowie dyplomacji pod okiem premierów Aleksisa Ciprasa i Zorana Zaewa. Nie mogą być jednak pewni, czy nazwa zostanie ostatecznie zaakceptowana. Nacjonaliści po obu stronach granicy się nie poddają. I mają spore poparcie społeczne. Ciprasowi udało się co prawda przetrwać w parlamencie sobotnie głosowanie nad wotum nieufności, ale z sondażu dla gazety „Proto Thema", wynika, że 68 proc. Greków sprzeciwia się porozumieniu, w tym co drugi sympatyk skrajnie lewicowej Syrizy, partii Ciprasa. Współrządząca nacjonalistyczna partia Niezależnych Greków poparła w głosowaniu premiera, ale tylko dlatego, by nie upadł rząd, zapowiedziała jednocześnie, że nazwie „Macedonia Północna" będzie się sprzeciwiała wszelkimi możliwymi sposobami.

Po drugiej stronie granicy najważniejszym przeciwnikiem jest prezydent Gorge Iwanow wywodzący się z nacjonalistycznego ugrupowania WMRO-DPMNE. Zapowiedział, że nie podpisze porozumienia. Ale jego weto można będzie obejść, zwłaszcza jeżeli uzyskałoby ono poparcie w zapowiedzianym na jesień referendum.

Porozumienie cieszy się powszechnym poparciem Zachodu. Dzięki niemu mają szansę zmniejszyć się na zachodnich Bałkanach wpływy Rosji, wykorzystującej niestabilną sytuację tamtejszych krajów.