Siarhej Palczewski jest aktywistą białoruskiej opozycyjnej organizacji Młody Front. To on w lutym przykuł się kajdankami do ciężarówki w Kuropatach pod Mińskiem. Był wśród obrońców uroczyska, gdzie władze chciały wybudować centrum biznesowe.

Został aresztowany wraz z kilkudziesięcioma aktywistami kilka dni przed manifestacją, która odbyła się w Mińsku 25 marca. W różnych miastach Białorusi funkcjonariusze Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) aresztowali wtedy ponad 30 osób.

Postawiono im zarzuty "przygotowywania zamieszek masowych", a kilkunastu opozycjonistów usłyszało również zarzut "założenia grupy zbrojnej". Według białoruskiej telewizji rządowej, osoby te "zagrażały ustrojowi na Białorusi". Niezależne białoruskie media określają tę sprawę jako "sprawę patriotów".

Około dwudziestu osób do dziś znajduje się w areszcie KGB (wśród nich 25-letni malarz Iwan Kowalczuk). Ci, których uwolniono, nie mogą opuszczać kraju do zakończenia sprawy. Wśród nich jest Palczewski, który kilka dni temu przyznał się, że został zmuszony do podpisania zgody na współpracę z KGB. Jak twierdzi, kilka miesięcy temu potrącił kobietę na pasach. Sprawa się zakończyła i nic poważnego się nie stało, ale funkcjonariusze zasugerowali, że potrącona kobieta może "zmienić zdanie". Oprócz tego grożono mu ujawnieniem informacji dotyczących jego "życia intymnego". Jak twierdzi, funkcjonariusze mówili, że jak trafi do więzienia, to zostanie zgwałcony.

- Podsunięto mi papier do podpisania. Podpisałem zgodę na współpracę pod pseudonimem "Artur". Żałuję tego i przepraszam Boga i ludzi - pisze Palczewski w jednej z sieci społecznościowych.