Przez 3 godziny i 39 minut Władimir Putin znów rozmawiał z mieszkańcami Rosji. W tym czasie napłynęło do niego około 3 mln pytań, odpowiedział na 80. Zanim skończył, prokuratorzy wszczęli kilka śledztw i przeprowadzili kilka rewizji.
Po raz pierwszy do studia telewizyjnego, w którym występował Putin, wpuszczono na widownię ministrów i gubernatorów. W trakcie „gorącej linii" nikt z nich nie opuścił pomieszczenia mimo prezydenckiej krytyki działań niektórych resortów.
Ani jednej pomyłki
Putin jak zwykle odpowiadał na wszystkie pytania – niezależnie od dziedziny – kompetentnie i sypiąc liczbami, nie myląc się ani razu.
Jednak przed rozpoczęciem imprezy rosyjskie media poinformowały, że spośród kilkuset chętnych władze wybrały kilkadziesiąt osób, które miały stanowić widownię w studiu i ewentualnie zadawać pytania. Wybrańców zebrano w sanatorium Poljana na szosie rublowskiej (podmoskiewskim osiedlu milionerów, miliarderów i urzędników z Kremla), gdzie ich szkolono, jak mają zadawać pytania, a czym nie wolno niepokoić szefa państwa.
Dziennikarze zauważyli, że w tym roku bardzo dużo pytań zadawały dzieci. Tradycyjnie już Putin kilka razy pokazał lwi pazur, natychmiast obiecując interwencję. Młodzi hokeiści z Birobidżanu na przykład z rozkazu prezydenta dostaną wkrótce nowe lodowisko. Dzwoniąca z wysepki Szikotan (archipelag wysp kurylskich na Pacyfiku) poskarżyła się, że pracodawca nie płaci już trzy miesiące, część pracowników próbuje żebrać, bo nie ma za co żyć, a nie mogą wydostać się na stały ląd. Pół godziny po tej rozmowie – jeszcze w trakcie „gorącej linii" – agencja TASS poinformowała, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie pracodawcy z Szikotanu.