– Zdymisjonowanie premiera Arsenija Jaceniuka automatycznie doprowadzi do przedterminowych wyborów parlamentarnych. W ich wyniku powstałby parlament opozycyjny wobec szefa państwa – powiedział „Rzeczpospolitej" kijowski politolog Konstantin Bondarenko.
Konflikt dwóch najważniejszych polityków w państwie eksplodował 16 lutego. Wtedy parlament nie przegłosował wotum nieufności wobec rządu Arsenija Jaceniuka, choć niewiele brakowało.
Kryzys nie skończył się jednak formalnym odrzuceniem wotum. Osiem dni później prezydent poinformował lidera partii Samopomoc i jednocześnie mera Lwowa Andrija Sadowego, że chciałby jednak usunąć Jaceniuka. W ciągu następnych dni na przemian pojawiały się plotki o bliskim odejściu szefa rządu przeplatane zaprzeczeniami jego służby prasowej. Sprzyjał temu prezydent, który po głosowaniu powiedział, że daje rządowi trzy miesiące, a potem zadecyduje, czy nie należy odsunąć premiera.
Wojna na górze
W odpowiedzi Jaceniuk oskarżył szefa państwa o „tworzenie atmosfery niestabilności". Zamiast odzewu doczekał się publikacji stenogramów posiedzeń ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa sprzed dwóch lat – odbywanych na początku rosyjskiej agresji na Krymie. Wynikało z nich, że obecny szef rządu nie należał do najbardziej odważnych i zdeterminowanych polityków. W przeciwieństwie do Ołeksandra Turczynowa, który domagał się wprowadzenia w kraju stanu wojennego.
Prezydent nie przepuścił okazji i przypomniał, że on wtedy nie siedział w Kijowie, ale (jako deputowany parlamentu) pojechał do Symferopola namawiać miejscowych polityków, by nie opowiadali się po stronie Rosji.