Donald Tusk zapowiedział zwołanie 7 marca nadzwyczajnego szczyt UE poświęconego uchodźcom. Jak słyszymy w Brukseli, przewodniczący Rady Europejskiej nie był ani autorem, ani entuzjastą tego pomysłu, bo i tak dziesięć dni później zaplanowane jest regularne spotkanie Rady Europejskiej, w zamyśle poświęcone właśnie problemowi migracji. Jednak wcześniej, bo 13 marca, odbywają się wybory w trzech niemieckich landach i coraz bardziej osamotniona w UE Merkel potrzebuje przed tym terminem silnego politycznego sygnału poparcia z Brukseli. Tusk spotkanie więc zorganizuje i musi zrobić wszystko, żeby nie doszło do wzajemnego obwiniania się za nierozwiązany od miesięcy kryzys uchodźców. – Spróbujmy zbudować konsensus. Musimy uniknąć wojny między planami A, B i C. Zamiast tego poszukajmy syntezy różnych podejść – powiedział Tusk w czasie debaty w Parlamencie Europejskim.

Przez plan A rozumie się dziś wiarę niemieckiej kanclerz w nieograniczoną pomoc ze strony Turcji, która wcześniej obiecała UE powstrzymać falę uchodźców płynących z jej wybrzeży do Grecji w zamian za pieniądze, uznanie dyplomatyczne i zniesienie obowiązku wizowego dla Turków. Ankara nie dotrzymuje obietnicy, co zachęca kraje na tzw. szlaku zachodniobałkańskim do uszczelniania swoich granic i blokowania uchodźców wędrujących z Grecji, czyli do wdrażania planu B. Robią tak Macedonia i Austria. Ich zachowanie bardzo nie podoba się Merkel, która uważa to za wotum nieufności wobec jej propozycji współpracy z Turcją. Na szczycie w Brukseli ma być turecki premier Ahmet Davutoglu i niemiecka kanclerz chciałaby z nim zawrzeć kolejne porozumienie: zgoda grupy krajów europejskich na przesiedlenie grupy kilkuset tysięcy uchodźców wprost z Turcji w zamian za wypełnienie już raz danej obietnicy. Ankara miałaby więc zrobić to samo, co obiecała w listopadzie 2015 r., tylko rachunek byłby wyższy niż wtedy. Nie wiadomo natomiast, na czym miałby polegać wspomniany przez Tuska plan C: czy to tylko figura retoryczna, czy też wiedza o przygotowywanych już w jakiejś europejskiej stolicy nowych planach kryzysowych.

W mocy jest cały czas plan tzw. relokacji, czyli rozmieszczenia w 28 państwach UE uchodźców obecnych teraz w Grecji i Włoszech. W ramach uzgodnionego w październiku 2015 r. planu zgodzono się na rozmieszczenie do 160 tys. uchodźców. Do tej pory w ten sposób przemieściło się niespełna 600 osób. Relokacji nie ma, bo kraje pobytu uchodźców, przede wszystkim Grecja, nie są w stanie ich poprawnie rejestrować i weryfikować pod względem bezpieczeństwa. – Wierzę w Zmartwychwstanie, ale nie wierzę w relokację – miał powiedzieć na zamkniętym spotkaniu unijnych przywódców włoski premier Matteo Renzi. To oznacza, że w relokację wierzą już tylko Komisja Europejska i Niemcy, których pragnieniem jest wprowadzenie tego mechanizmu na stałe, a nie tylko dla wspomnianych już 160 tys. uchodźców.

—Anna Słojewska z Brukseli