Przez lata partia zabraniała mieć oficjalnie więcej niż jedno dziecko. Za drugie i każde kolejne trzeba było słono płacić, stać było na to tylko najbogatszych. Biedni stanowiący przeważającą większość społeczeństwa kierowali się prostą logiką - syn opłacał się bardziej niż córka. Dziewczynki były mniej chciane, zdarzało się, że porzucano je lub czasem nawet zabijano po porodzie.

Chłopcy rośli ku chwale swojej rodziny opływając we wszystko, co tylko chcieli. Zamiast nadziei na przyszłość, potomka zdolnego zarobić na siebie i rodzinę do kilku pokoleń wstecz tworzono małych książąt z dwiema lewym rękami. Obserwowano nawet syndrom nieudacznika nazywanego ze względu na chińskie realia małym cesarzem.

Dziś ten trend trzeba odwrócić. Poza tym, że ze statystyką urodzin nie da się już wiele zrobić i dopiero czas przyniesie wyrównanie proporcji kobiet i mężczyzn (na razie przeważającą stroną są panowie), to odpowiednie kroki mające zmienić chłopców w mężczyzn zaczyna się podejmować w szkołach. Coraz częściej do programu zajęć dołącza się lekcje sztuk walki i coś w rodzaju elementów akademii wojskowej. Do tego warsztaty z naprawiania komputerów, majsterkowania i wszelkich umiejętności technicznych, do których braku prawdziwy mężczyzna powinien wstydzić nawet się przyznać.

Niektóre miasta jak np. Fuzhou zaczynają zmagać się ze zjawiskiem, którego nie przewidziano. Otóż problemem stała się proporcja kadry nauczycielek wobec nauczycieli. Kobiety w szkołach zaczynają być niepożądane, ponieważ są zbyt mile dla chłopców, nie są w stanie trzymać ich w ryzach i zdarza się, że paniom odmawia się etatów. Chiny twierdzą, że potrzebują nauczycieli, bo tylko oni sprawią, że przyszłe pokolenie skorzysta z męskich ideałów. Jak na razie wg danych Uniwersytetu Pekińskiego w miastach 4 na 5 stanowisk zajmują w szkołach panie. W całym kraju pracuje 15 mln nauczycieli uczących 270 mln dzieci (od 1. do ostatniej, 12. klasy) W przedszkolach na milion obecnej kadry jedynie 60 tys. to mężczyźni.

Nie wiadomo, czy chińska strategia ma realne przełożenie na przyszłe wyniki. Brytyjskie badania z 2008 roku na grupie 9 tys. 11-latków nie wykazało związku między męskimi wzorcami w szkole a lepszymi wynikami w nauce.