Plany Berlina ujawnił „Financial Times". Jego nieco odmienną wersję potwierdza „Spiegel": granice miałyby zostać wzmocnione nieco dalej, na granicy Słowenii, pierwszego poza Grecją kraju na „szlaku bałkańskim", który należy do strefy Schengen.
W obu przypadkach logika działania jest taka sama. Uchodźcy byliby odrzuceni albo na grecko-macedońskiej, albo na słoweńsko-chorwackiej granicy pod pretekstem, że nie muszą dalej podróżować do Niemiec, bo znajdują się w biednej, ale jednak bezpiecznej części Europy.
– W praktyce cenę zapłaci Grecja, bo jeśli Słowenia przestanie wpuszczać uchodźców, to samo zaczną robić kraje, które są wcześniej na szlaku imigrantów, czyli Chorwacja, Serbia, Macedonia. Tylko Grecja, za względu na geografię, nie będzie mogła zatrzymać tej fali na morskiej granicy z Turcją – mówi „Rz" Kai-Olaf Lang, ekspert berlińskiego Instytutu Spraw Zagranicznych.
Wielka fala uchodźców ruszyła latem ubiegłego roku, gdy Angela Merkel ogłosiła, że wszyscy imigranci są w Niemczech mile widziani. Z tego powodu tylko przez ostatnie 12 miesięcy do Republiki Federalnej dotarło 1,1 mln uciekinierów. Gdy nastroje w Niemczech odwróciły się przeciwko nowym przybyszom, kanclerz próbowała ograniczyć ich falę na różne sposoby, ale bez skutku. Stąd desperacka decyzja w Berlinie, aby przerzucić ciężar kryzysu na Grecję i w praktyce wykluczyć ten kraj ze strefy Schengen.
– Sytuacja jest bardzo trudna, ale do tej pory w Radzie UE nie udało się znaleźć sposobu na ograniczenie potoku przyjezdnych. Kraje Unii mają wrażenie, że straciły kontrolę nad tym zjawiskiem, to wyjątkowa sytuacja – mówi „Rz" Pierre Vimont, były sekretarz generalny Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych.