Politycy lubią nazywać Grupę Azoty polskim czempionem narodowym, wskazując na imponującą skalę działalności chemicznej grupy. Jednak od 2013 r. kolejnym zarządom firmy z trudem udaje się skonsolidować zakłady rozsiane po całym kraju. Na przeszkodzie stają silne w każdej z fabryk związki zawodowe, a także ambicje menedżerów zależnych spółek i lokalnych polityków. Obecny zarząd ma szanse dokończyć integrację i ma już pierwsze sukcesy.

– Konsolidacja jest na ukończeniu – przekonuje Wojciech Wardacki, prezes Azotów. – Grupa jak dotąd nie miała ani wspólnej platformy zakupowej, ani jednolitego regulaminu zakupów. Platformę już uruchomiliśmy, regulamin wdrażamy. To rodzi konkretne oszczędności – przekonuje Wardacki.

To, co dla zarządu chemicznej grupy jest optymalizacją kosztów, szukaniem synergii i budowaniem wspólnej marki, dla związkowców z zależnych spółek jest osłabianiem lokalnego potencjału i wzmacnianiem słabszych zakładów kosztem silniejszych. Analitycy zaś zwracają uwagę, że Azoty, zamiast zrestrukturyzować zatrudnienie w procesie konsolidacji, zwiększyły je.