Igrzyska w Pjongczang: Nagroda za wytrwałość

Zimowe igrzyska olimpijskie wracają po 20 latach do Azji. W Korei Południowej nie było ich jeszcze nigdy.

Aktualizacja: 29.01.2017 22:33 Publikacja: 29.01.2017 22:22

Skocznia w Pjongczang: tu Kamil Stoch będzie bronił olimpijskiego złota z Soczi.

Skocznia w Pjongczang: tu Kamil Stoch będzie bronił olimpijskiego złota z Soczi.

Foto: AFP

Głosowanie podczas sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Durbanie w lipcu 2011 roku przyniosło zdecydowane zwycięstwo koreańskiej oferty: do sukcesu już w pierwszej rundzie potrzeba było 48 z 95 głosów, działacze oddali na Pjongczang 63. Kandydatura Monachium miała 25 zwolenników, Annecy – tylko 7.

Taka zgodność w MKOl nie zdarzała się często, także świat przyjął decyzję komitetu jako rodzaj zasłużonej nagrody za wytrwałość. Koreańczycy starali się o zimowe igrzyska trzeci raz. Osiem lat wcześniej przegrali z Vancouver, po kolejnych czterech latach z Soczi. Za każdym razem przegrywali nieznacznie, po dogrywce w drugiej fazie głosowania, po pierwszej zawsze prowadzili.

Pjongczang do końcowej prezentacji w Durbanie wykorzystywał motyw konieczności otwarcia igrzysk na nowe terytoria, przy okazji przypominając, że Azja to potężny rynek zbytu, Korea Południowa to jedno z najważniejszych miejsc tego rynku, przy okazji także centrum sportów zimowych w regionie.

Trzeba przyznać: zwycięzcy byli od dawna przygotowani na sukces. Kiedy w 2009 roku zorganizowali w Pjongczangu mistrzostwa świata w biatlonie – mieli oprócz tras biegowych i strzelnicy niemal gotowe tereny alpejskie, dużą skocznię narciarską, rysował się stadion pod skocznią, w okolicy było już sporo hoteli i niezły system transportu.

Objęcia i śpiewy

W Durbanie doszedł argument, którego nie mogli przebić rywale: niezłomność w chęci organizacji igrzysk. Trzecie podejście – to musiało zrobić wrażenie, tak samo jak słowa byłego gubernatora prowincji Gangwon Kim Jin-suna do członków MKOl: – Wierzę, że to moje przeznaczenie, by stanąć przed wami po raz trzeci. Nasz naród czeka już ponad dziesięć lat na zimowe igrzyska olimpijskie. Dajcie nam tę szansę.

Gdy przewodniczący MKOl Jacques Rogge ogłosił decyzję (jego zastępca Thomas Bach był wówczas liderem komitetu kandydatury stolicy Bawarii), delegaci Korei Płd. zaczęli wspólne śpiewy, w objęcia padli ówczesny prezydent kraju Lee Myung-bak i mistrzyni olimpijska z 2010 roku w jeździe figurowej na lodzie Kim Yu-na. Czekanie się skończyło, miało się zacząć promowanie igrzysk pod hasłem „Nowe horyzonty", w domyśle – horyzonty azjatyckie.

Pięć i pół roku później Pjongczang ma za sobą liczne wizyty członków komisji MKOl oceniających przygotowania, odbyły się pierwsze zawody kontrolne na przyszłych obiektach olimpijskich (najbliższe, na początku lutego, to przecieranie tras biegowych z udziałem Justyny Kowalczyk). Kalendarz tych imprez rozpisany jest na pięć pracowitych miesięcy – aż do kwietnia.

To ważne, by sprawdziany wypadły dobrze, bo koreańska stolica igrzysk zimowych ma wciąż jeszcze niezbyt komfortową opinię miejsca, którego zalet reszta świata nie poznała. Organizatorzy mogli dostrzec problem już w 2014 roku, gdy delegacja Kenii na konferencję ONZ w Pjongczangu wylądowała przez pomyłkę osoby rezerwującej bilety w Phenianie.

Północnokoreańskie służby przetrzymały Kenijczyków kilka godzin (nie mieli wiz) i zwolniły po zapłaceniu 500 dolarów kary. Wszystko przez anglojęzyczny zapis nazw koreańskich miast: Pyeongchang dla wielu nie różni się od Pyongyang. Dziś w oficjalnych dokumentach komitetu organizacyjnego z tego powodu obowiązuje nazwa PyeongChang (z dużym C w środku).

Pozytywnemu przekazowi olimpijskiemu z Korei Płd. nie sprzyjają ostatnie wiadomości polityczne z Seulu – głośny skandal korupcyjny z udziałem pani prezydent Park Geun-hye to główna treść informacji. – Największym wyzwaniem jest obecnie promocja igrzysk w tym dość mało znanym i odległym miejscu świata – potwierdza szefowa Komisji Koordynacyjnej MKOl ds. igrzysk w Pjongczangu, pani Gunilla Lindberg.

W kwestii odległości Koreańczycy powinni dać radę. Główne lotnisko międzynarodowe Incheon pod Seulem leży wprawdzie 250 km od stadionu olimpijskiego, ale trwa budowa nowej magistrali kolejowej z Seulu do Gangneung (via Pjongczang), którą superszybkie pociągi mają dotrzeć na miejsce w półtorej godziny, teraz jadą trzy. Podróż autostradą zabiera około 3,5 godziny.

Koreańska sprawność

Obiekty olimpijskie w zasadzie są gotowe, choć to długa tradycja igrzysk, że ich budowa napotyka trudności. Koreańskie opóźnienia pojawiły się w 2014 roku, były na tyle poważne, że MKOl zagroził przeniesieniem kilku konkurencji do Japonii. Argument był mocny, komitet organizacyjny dostał szybko nowego energicznego szefa, Cho Yang-ho, prezesa linii lotniczych Korean Air. Pan Cho zachęcił do pomocy kilka wielkich firm (m.in. Samsunga) i przywrócił zaufanie do koreańskiej sprawności.

Kilka miesięcy temu pan Cho zrezygnował jednak z funkcji, oficjalnie z powodu nawału zajęć w liniach lotniczych. Wedle niektórych mediów musiał odejść, gdyż odmówił podpisania kontraktu z firmą należącą do pani Choi Soon-sil, do niedawna szarej eminencji świata polityki Korei Płd., bliskiej przyjaciółki pani prezydent, którą w grudniu parlament „zawiesił w pełnieniu obowiązków" w związku z oskarżeniami o płatną protekcję i korupcję.

Następca pana Cho Yang-ho, były minister handlu Lee Hee-beom, twierdzi jednak, że zmiana niczemu nie zaszkodzi. Pjongczang jest już prawie gotowe przyjąć od 9 do 25 lutego 2018 roku kilka tysięcy sportowców startujących w 15 dyscyplinach i 102 konkurencjach. To jest pierwszy rekord, gdyż przybyły igrzyskom zawody drużynowe w narciarstwie alpejskim, rozgrywki drużyn mieszanych w curlingu, wyścigi ze startu wspólnego w łyżwiarstwie szybkim oraz snowboardowe skoki z trikami (big air).

Już w październiku Gunilla Lindberg stwierdziła, że ona i jej koledzy z MKOl są „bardziej niż pewni", że igrzyska Pjongczang 2017 będą doskonałe. Pozostaje wierzyć i oswajać się z nazwami obiektów w prowincji Gangwon.

Głosowanie podczas sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Durbanie w lipcu 2011 roku przyniosło zdecydowane zwycięstwo koreańskiej oferty: do sukcesu już w pierwszej rundzie potrzeba było 48 z 95 głosów, działacze oddali na Pjongczang 63. Kandydatura Monachium miała 25 zwolenników, Annecy – tylko 7.

Taka zgodność w MKOl nie zdarzała się często, także świat przyjął decyzję komitetu jako rodzaj zasłużonej nagrody za wytrwałość. Koreańczycy starali się o zimowe igrzyska trzeci raz. Osiem lat wcześniej przegrali z Vancouver, po kolejnych czterech latach z Soczi. Za każdym razem przegrywali nieznacznie, po dogrywce w drugiej fazie głosowania, po pierwszej zawsze prowadzili.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Rozbić bank u ubogiego krewnego. Ile zarabia Bartosz Zmarzlik?
Inne sporty
3. edycja Superbet Rapid & Blitz. Do Warszawy przyjechały największe gwiazdy
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach