Mirosław Żukowski: Nie dla nas tango

Argentyńczycy nie powinni mieć problemu z odpowiedzią na pytanie, co robili w ten weekend, gdy umarł Fidel Castro. Tak przynajmniej sugeruje dziennik z Buenos Aires „La Nation", bo Argentyna wygrywała wtedy w Zagrzebiu Puchar Davisa.

Aktualizacja: 29.11.2016 11:19 Publikacja: 28.11.2016 19:42

Mirosław Żukowski: Nie dla nas tango

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W kraju tenisowo zimnokrwistym ta sugestia mogłaby się wydać zbyt daleko idąca, ale nie w Argentynie, która szanuje tenisistów, wychowuje znakomitych graczy z pokolenia na pokolenie i jeszcze nigdy Pucharu Davisa nie wygrała. Mało tego – cztery razy była w finałach i zawsze przegrywała.

O tym, że futbol nie pożarł w Argentynie wszystkiego, mieliśmy niedawno okazję przekonać się sami, gdy w Trójmieście jej tenisiści wygrywali w pierwszej rundzie Grupy Światowej z Polską. Dziennikarzy argentyńskich było wówczas w Ergo Arenie prawie tylu co polskich. Nie ma co ukrywać – zazdrościłem im bardzo i z przyjemnością tłumaczyłem, że ta stocznia, w której Lech Wałęsa obalił komunizm, jest tuż obok.

Teraz zazdrościłem im po raz drugi, bo w Zagrzebiu przeżyli coś, co nam chyba nigdy nie będzie dane. Pucharu Davisa nie zdobyli Guillermo Vilas i Jose Luis Clerc, czyli gracze z pokolenia Wojciecha Fibaka, nie wywalczyli go Gaston Gaudio, Guillermo Coria i David Nalbandian, dopiero Juan Martin Del Potro, Federico Delbonis i Leonardo Mayer zdobyli najcenniejsze trofeum, o jakie walczą tenisiści, grając dla ojczyzny. Tylko Del Potro jest gwiazdorem, dwaj pozostali to szara tenisowa piechota, kolejny dowód, że ten puchar to trochę inny świat.

Niestety, może on wkrótce zniknąć, bo przeszkadza w interesach. Trzeba na daviscupowe mecze wygospodarować w roku cztery tygodnie, gwiazdorzy coraz częściej marudzą, szczególnie gdy już raz wygrają i ukołyszą swoje ego. Jeśli Puchar Davisa zostanie przykrojony do potrzeb biznesu, zniknie jedna z najbardziej mitotwórczych sportowych rywalizacji.

Finały w połączeniu z półfinałami na neutralnym terenie, pomysł, by rozgrywki odbywały się co dwa lata, i wszystkie niezdefiniowane jeszcze do końca koncepcje spotykają się z oporem tylko w krajach, gdzie Puchar Davisa jest częścią sportowego dziedzictwa. W Polsce też tak było w czasach, gdy Bohdan Tomaszewski opisywał przedwojenne mecze, a potem komentował pojedynki Fibaka z Karlem Meilerem, Bjoernem Borgiem, Adriano Panattą czy Corrado Barazzuttim.

Ostatnio była szansa, by dzięki reprezentacji i do nas wróciło tenisowe podniecenie. Mieliśmy wybitnego singlistę Jerzego Janowicza, jedną z czołowych par deblowych świata Mariusz Fyrstenberg – Marcin Matkowski, był jeszcze Łukasz Kubot i żadne marzenie nie wydawało się zbyt szalone. Z taką drużyną prawie nikt nie był nam straszny, awans do Grupy Światowej wydawał się pierwszym krokiem na drodze do potęgi. Dziś nic z tego nie zostało – Janowicz przepadł, para Fyrstenberg – Matkowski nie istnieje, zostaliśmy tylko z Agnieszką Radwańską.

Może to wszystko nie jest refleksją bardzo a propos finału w Zagrzebiu, ale gdy zobaczyłem w telewizji tych samych Argentyńczyków, których spotkałem na molo w Sopocie, zdałem sobie sprawę, jak bardzo znów im zazdroszczę. Tym razem tego, że nie zapomną, gdzie byli, gdy umierał Fidel Castro.

W kraju tenisowo zimnokrwistym ta sugestia mogłaby się wydać zbyt daleko idąca, ale nie w Argentynie, która szanuje tenisistów, wychowuje znakomitych graczy z pokolenia na pokolenie i jeszcze nigdy Pucharu Davisa nie wygrała. Mało tego – cztery razy była w finałach i zawsze przegrywała.

O tym, że futbol nie pożarł w Argentynie wszystkiego, mieliśmy niedawno okazję przekonać się sami, gdy w Trójmieście jej tenisiści wygrywali w pierwszej rundzie Grupy Światowej z Polską. Dziennikarzy argentyńskich było wówczas w Ergo Arenie prawie tylu co polskich. Nie ma co ukrywać – zazdrościłem im bardzo i z przyjemnością tłumaczyłem, że ta stocznia, w której Lech Wałęsa obalił komunizm, jest tuż obok.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową