W gronie sześciu drużyn, które zakwalifikowały się do tego turnieju, nie ma słabych.
Brazylia to złoty medalista igrzysk olimpijskich, Rosja jest aktualnym mistrzem Europy, Francja w ubiegłym roku wygrała Ligę Światową. A do tego Amerykanie mający długą listę sukcesów na koncie, podobnie jak Serbowie. No i Polacy, którzy we wrześniu będą bronić wywalczonego cztery lata temu mistrzostwa świata. Nawet dla Włochów zabrakło miejsca, nie będzie Bułgarów, Niemców czy Kanadyjczyków, którzy finiszowali ostro i zajęli siódme miejsce, tuż za Polakami, w fazie interkontynentalnej.
Reprezentacja Polski zagra w grupie z Rosją i USA, więc o zwycięstwa będzie trudno, choć w eliminacjach wygraliśmy z Rosjanami pewnie, bez straty seta. Inna sprawa, że równie pewnie przegraliśmy z Amerykanami.
Ale finały to jednak coś innego, i nawet jeśli Liga Narodów nie jest w tym sezonie priorytetem, bo wszyscy szykują się na mistrzostwa świata, to nikt jej nie potraktuje ulgowo.
Z obu grup wychodzą po dwie drużyny, a te, które zajmą trzecie miejsca, jadą do domu. Polska w swojej grupie nie będzie faworytem, co podkreśla trener Vital Heynen, i nie jest to asekuracja. Kluczowy będzie pierwszy mecz z Rosją.