Podobnie jak w sprawie korupcji w FIFA, własne śledztwo wdraża też amerykański Departament Sprawiedliwości, po tym jak były szef moskiewskiego laboratorium opowiedział w „New York Timesie" o dopingowych szwindlach podczas zimowych igrzysk w Soczi. Ta sprawa stawia Rosjan w bardzo kłopotliwej sytuacji, bo nie chodzi już tylko o lekkoatletów zagrożonych wykluczeniem z igrzysk w Rio, ale o cały rosyjski sport i jego obecność na olimpijskiej scenie.

Wydaje się, że tej afery nie uda się zamieść pod dywan. Jeśli Rosja nie poniesie kary, trudno będzie rywalizujących fair sportowców przekonać, że doping zwalczany jest na serio. Nie uwierzy w to również opinia publiczna. W jej głos uważnie wsłuchują się sponsorzy, a tu badania nie pozostawiają wątpliwości: ludzie nie chcą oglądać czempionów na koksie, o czym przekonał się nawet legendarny kolarz Lance Armstrong.

Rosja ma do wyboru dwa wyjścia: przeprosić i obiecać poprawę z nadzieją na łagodną karę lub przekonywać świat, że to zachodni spisek. Władimir Putin na razie milczy, ale wkrótce zapewne przemówi, bo Rio coraz bliżej. I wtedy się przekonamy, czy będzie wojna czy pokój.