Żukowski: Futbol – źródło goryczy

W ubiegłym tygodniu w Dortmundzie piłka nożna była ofiarą terrorystów, w Madrycie o kłopoty postarała się sama.

Publikacja: 19.04.2017 18:51

Żukowski: Futbol – źródło goryczy

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Węgier Viktor Kassai, arbiter meczu Real – Bayern, w jeden wieczór został szwarccharakterem, jakiego w futbolu dawno nie było. I nie ma wiele na swoje usprawiedliwienie: zepsuł znakomity mecz, sprawił, że przegrany Bayern czuje się okradziony, a zwycięski Real nie może z czystym sumieniem fetować sukcesu.

We wtorkowy wieczór wyłączałem telewizor z przeświadczeniem, że kunszt piłkarzy poszedł na marne, gdyż dominował niesmak.

Po meczu w Dortmundzie byliśmy w żałobie, po meczu w Madrycie czułem się jak świadek przestępstwa, którego sprawcy nigdy nie zostaną ukarani, a ofiary nie doczekają się sprawiedliwości. Sport jako źródło goryczy – czy po to chodzi się na stadion, czy za to płacimy telewizjom?

Tę sytuację tym trudniej zaakceptować, że wcale nie jesteśmy na nią skazani. Wydawało się, że wraz z postępem technologicznym kończą się wieki ciemne i nawet zabetonowani w swym konserwatyzmie piłkarscy działacze przytomnieją i pozwolą, by sędzia korzystał ze wszystkich dobrodziejstw, które mają do dyspozycji telewidzowie.

Reforma podobno jest w toku, trwają dyskusje o szczegółach i o tym od kiedy weryfikacja wideo ma wejść w życie. Na szczęście skończyła się już korporacyjna FIFOmowa, że zaburzy to płynność meczu. Ale dla tych, którzy są oszukiwani dziś, to słaba pociecha.

Żeby nie było wątpliwości: zawód sędziego piłkarskiego to ciężki kawałek chleba. Arbiter w ciągu kilku sekund musi ocenić sytuację, o której potem dyskutują telewizyjni mądrale, zatrzymując obraz z dziesięciu kamer i wygodnie siedząc w fotelach. Dlatego właśnie sędzia zasługuje na pomoc, jego władza musi przestać być absolutna, a wyrok nieodwołalny.

Pogląd, że błędy arbitrów są też historią futbolu i musimy je zaakceptować, to jedna z najbardziej szkodliwych teorii zrodzonych w czasach, gdy piłkarze biegali w dynamówkach, a dziennikarze pisali swe korespondencje kopiowym ołówkiem i dyktowali przez telefon.

Nie ma i nigdy nie było uzasadnienia, by udawać, że błąd nie powoduje krzywdy i jest tylko anegdotą wspominaną przez futbolowych nestorów pieszczących swą nostalgię.

Doskonale rozumiem Roberta Lewandowskiego, że wtargnął do szatni sędziów w Madrycie wraz z kolegami z Bayernu i musiała ich uspokajać policja (jeśli to prawda, co pisze hiszpańska prasa). Poczucie krzywdy usprawiedliwia takie zachowania, szczególnie w futbolu, gdzie nie brakuje teorii spiskowych.

Nie ma na co czekać, bo kolejny Viktor Kassai popsuje nam wkrótce przyjemność. To pewne jak amen w pacierzu, bo futbol jest grą coraz szybszą, błąd popełnić coraz łatwiej, stres jest ogromny, gdyż gra toczy się o równie ogromne pieniądze.

Beztroskę na meczach odbierają nam terroryści, właściciele futbolowego spektaklu od siebie nie powinni już niczego dokładać.

Węgier Viktor Kassai, arbiter meczu Real – Bayern, w jeden wieczór został szwarccharakterem, jakiego w futbolu dawno nie było. I nie ma wiele na swoje usprawiedliwienie: zepsuł znakomity mecz, sprawił, że przegrany Bayern czuje się okradziony, a zwycięski Real nie może z czystym sumieniem fetować sukcesu.

We wtorkowy wieczór wyłączałem telewizor z przeświadczeniem, że kunszt piłkarzy poszedł na marne, gdyż dominował niesmak.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast