Projekt ustawy „w obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych z in vitro" paradoksalnie mógłby pogorszyć sytuację takich dzieci – taki wniosek płynie z opinii, którą przygotował Sąd Najwyższy. Dotyczy ona projektu, który z pomocą klubu Kukiz'15 wniósł Jan Klawiter, niezrzeszony poseł związany z Prawicą Rzeczypospolitej. Od początku budził on protesty par bezskutecznie starających się o dziecko.
Powód? W maju Jan Klawiter mówił „Rzeczpospolitej", że chodzi mu o lepszą ochronę życia poczętego. W praktyce jego ustawa zamknęłaby drogę dla in vitro w Polsce.
Obecnie można zapładniać do sześciu komórek jajowych, a limitu nie ma, gdy m.in. kobieta skończyła 35 lat. Zarodki, które nie zostały przeniesione do macicy, są mrożone.
Projekt Klawitera przewiduje zapładnianie tylko jednej komórki, która miałaby zostać umieszczona w ciele kobiety w ciągu trzech dób. Zdaniem specjalistów spowodowałoby to kilkukrotny spadek skuteczności metody (dziś jest ona bliska 40 proc.).
Kontrowersje budzą też szczegóły rozwiązań. Robert Gizler z kliniki InviMed we Wrocławiu nazwał „kuriozalnym" trzydobowy termin między zapłodnieniem a przeniesienim zarodka do macicy. – Transfery wykonuje się w dobie drugiej, trzeciej lub piątej. Największą skuteczność ma transfer najlepiej rozwiniętych zarodków – mówił w maju.