Rzeczpospolita: Centralny Ośrodek Informatyki MSW zorganizował konferencję „Państwo usługowe" (patronem była „Rzeczpospolita"), podczas której namawiał, by uprościć pisma urzędników. Jakie trzeba mieć wykształcenie, by je zrozumieć?
Dr Tomasz Piekot z Pracowni Prostej Polszczyzny Uniwersytetu Wrocławskiego: Nawiązuje pan do stosowanego przez językoznawców indeksu mglistości języka. Mówi on, ile klas trzeba skończyć, by tekst czytać z łatwością. Ważne jest jednak nie wykształcenie, ale to, ile tekstów i jak trudnych czytamy na co dzień. Aby bez wysiłku rozumieć pisma urzędowe, trzeba każdego dnia czytać skomplikowane teksty, np. prasę prawno- -ekonomiczną. A z badań Biblioteki Narodowej wiemy, że mniej niż połowa Polaków czyta w ciągu roku jedną książkę, słabo wypadamy też w czytelnictwie prasy.
Jaki odsetek Polaków dobrze radzi sobie z pismami urzędowymi czy firmowymi?
Szacujemy, że nie więcej niż 20 proc. Mówię tu o osobach, które po jednokrotnej lekturze docierają do sedna pisma. Większość z nas lektura takich pism mimo wszystko męczy. Problemy mają nawet elity. Krystyna Janda wyznała niedawno, że płaci podwójne rachunki, ponieważ nie jest w stanie odróżnić faktury od prognozy. Polskie firmy dobrze zresztą czują się w roli urzędów, najczęściej naśladują bowiem język urzędowy – to zaszłość z czasów PRL.
Kto na tym traci?