Gazeta opisuje historię Jaime Otrupo ze stolicy Wenezueli, Caracas, który składa rytualne ofiary z gołębic i kurczaków, by poprawić stan zdrowia swojej córki, Yansaire, cierpiącej na białaczkę. Otrupo podkreśla, że zdecydował się na takie niestandardowe metody "leczenia", ponieważ jego córka jest pozbawiona dostępu do lekarstw.

Otrupo wyjaśnia, że w szpitalach w Caracas brakuje leków stosowanych m.in. przy terapii osób cierpiących na nowotwory. W efekcie jego 7-letnia córka, zmagająca się z białaczką, nie może otrzymać niezbędnej pomocy medycznej.

43-letni Otrupo ma być jednym z wielu mieszkańców Wenezueli, którzy decydują się na stosowanie takich nietypowych metod "leczenia", by ocalić życie swoich bliskich. W związku z niskimi cenami ropy gospodarka Wenezueli, oparta na tym surowcu, załamała się - w sklepach brakuje żywności, a w szpitalach - lekarstw. "Daily Mail" pisze, że w największym szpitalu w Caracas nie ma bieżącej wody, a zapasy leków są na ukończeniu.

Wenezuelczycy próbują na własną rękę sprowadzać lekarstwa z innych państw. Niektórzy kupują lekarstwa w sieci. Nie wszystkich jednak na to stać. "Daily Mail" podkreśla, że nie tylko lekarstwa, ale nawet magiczne rytuały są bardzo kosztowne dla mieszkańców południowoamerykańskiego kraju - ptaki, które Otrupo złożył w ofierze w czasie opisywanego rytuału kosztowały go równowartość 6 dolarów - a więc jedną trzecią jego miesięcznej pensji. - To i tak mniej, niż kosztują lekarstwa - podkreśla żona mężczyzny.

- Jutro Yansaire ma ostatnią chemioterapię. Więcej leków nie zdołamy sprowadzić. Teraz pozostaje nam tylko prosić o pomoc bogów - mówi Otrupo, który - podobnie jak inni Wenezuelczycy, zwraca się ku Santerii, czyli synkretycznego afroamerykańskiego kultu politeistycznego pochodzenia karaibskiego.