Jak Kreml z internetem wojuje

Trzeci miesiąc urzędnicy bezskutecznie próbują zablokować popularny komunikator Telegram, który odmówił władzom dostępu do korespondencji swoich klientów.

Aktualizacja: 18.06.2018 19:30 Publikacja: 17.06.2018 18:35

Jak Kreml z internetem wojuje

Foto: Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication

– Blokada? U mnie działa – dziwił się zdymisjonowany miesiąc temu rosyjski wicepremier Aleksander Dworkowicz.

Mimo trwającej od 13 kwietnia nagonki władz większość rosyjskich polityków ma swoje konta w Telegramie, uważając, że tylko on zapewnia bezpieczeństwo ich korespondencji. Niemożność złamania przez FSB szyfrów komunikatora stała się właśnie przyczyną ataku na niego. Jego właściciel, miliarder Paweł Durow – zmuszony do emigracji z Rosji w 2014 roku – kategorycznie odmawia współpracy z władzami, twierdząc, że najważniejsza jest prywatność użytkowników Telegramu.

Wesołość w całej Rosji wywołał były doradca prezydenta Putina ds. rozwoju internetu German Klimienko. W zeszłą środę został zdymisjonowany ze stanowiska, a w piątek założył własne konto w Telegramie. Jako doradca Putina odpowiedzialny był m.in. za zwalczanie komunikatora, namawiał przy tym do przenoszenia się do konkurencyjnego mesengera ICQ, grzecznie współpracującego z FSB.

– To bardzo szykowny produkt – powiedział teraz o Telegramie, tłumacząc, dlaczego założył tam konto. Rok temu zaś mówił: – Telegram zostanie poproszony o klucze szyfrujące korespondencję w Ameryce i we Francji. Jeśli odmówi, to go zamkną.

Komunikator ma światowy zasięg, Rosja stanowi jedynie ok. 15 proc. jego rynku.

Ponaddwumiesięczna walka z Telegramem w ojczystym kraju jego twórców na razie doprowadziła do wzrostu liczby rosyjskich użytkowników o ok. 1/3. Wszyscy mogą powtórzyć za byłym wicepremierem: – U nas działa. Ale „dywanowe blokady" tzw. adresów IP prowadzone przez Roskomnadzor sprawiły ogromne kłopoty rosyjskiej gospodarce. Od początku urzędowej walki z Telegramem dostęp do internetu straciło bardzo dużo firm. Nikt dokładnie nie wie ile, gdyż ich właściciele w większości boją się przyznawać do kłopotów. Telegram został oskarżony o „wspieranie terroryzmu", zablokowani podejrzewają więc, że i ich rozpędzona, kremlowska machina urzędowa może posłać do sądu pod takim samym zarzutem. – To nie jest zabawa w chowanego – przestrzegł wszystkich rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.

Wiadomo tylko, że problemy z dostępem do swoich zasobów internetowych miały międzynarodowe koncerny, m.in. Google, Amazon, Digital Ocean, Facebook, Gmail, a nawet Burger King, oraz rosyjscy giganci: sieć społecznościowa „Vkontaktie" (którą w 2006 roku założył Paweł Durow, ale osiem lat później musiał oddać swoją własność pod naciskiem FSB) i wyszukiwarka Yandex. Sam Roskomnadzor (państwowy organ kontrolujący m.in. media i internet, który próbuje zablokować Telegram) przyznał po dwóch tygodniach blokady, że zwróciło się do niego kilkadziesiąt tysięcy biznesmenów, ale rozpatrzył tylko 400 skarg, pozostałe uznając za spam.

Dlatego dopiero w trzecim miesiącu walki Kremla z wirtualną rzeczywistością pojawili się pierwsi, którzy podali do sądu Roskomnadzor za przysporzenie im strat swoimi działaniami.

– Najważniejszy cel naszego pozwu to wcale nie pieniądze, ale zwrócenie publicznej uwagi na problemy biznesu – powiedział dziennikarzom petersburski przedsiębiorca Aleksander Wichariew, jedna z przypadkowych ofiar wojny w internecie.

– Przynajmniej będzie wesoło, gdy Roskomnadzor w sądzie będzie musiał uznawać bezprawność swoich działań – śmiał się z kolei właściciel serwisu proxy Władisław Zdolnikow. Jego firma została zablokowana z powołaniem się na decyzję prokuratury generalnej z 2015 r., gdy tymczasem powstała w roku 2017. – Nie żywię iluzji – powiedział jednak Zdolnikow o wyniku procesu. ©?

– Blokada? U mnie działa – dziwił się zdymisjonowany miesiąc temu rosyjski wicepremier Aleksander Dworkowicz.

Mimo trwającej od 13 kwietnia nagonki władz większość rosyjskich polityków ma swoje konta w Telegramie, uważając, że tylko on zapewnia bezpieczeństwo ich korespondencji. Niemożność złamania przez FSB szyfrów komunikatora stała się właśnie przyczyną ataku na niego. Jego właściciel, miliarder Paweł Durow – zmuszony do emigracji z Rosji w 2014 roku – kategorycznie odmawia współpracy z władzami, twierdząc, że najważniejsza jest prywatność użytkowników Telegramu.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Rosyjska wojna z książkami. „Propagowanie nietradycyjnych preferencji seksualnych”
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek
Społeczeństwo
Hipopotam okazał się samicą. Przez lata ZOO myślało, że jest samcem