Rzeczpospolita: Alfie Evans, ciężko chory dwulatek, decyzją brytyjskiego sądu został odłączony od urządzeń podtrzymujących życie. Miał przeżyć kilka minut, okazało się, że jest jednak w stanie samodzielnie oddychać. Gdzie leży granica między eutanazją a zaprzestaniem stosowania uporczywej terapii?
Wojciech Suseł: To dziecko ma zdiagnozowaną rzadką chorobę neurologiczną, nie widzi, nie słyszy. Nie znamy szczegółów dotyczących podtrzymywania jego krążenia i oddechu. Nie chciałbym, żeby kwestie eutanazji i uporczywej terapii były w jakikolwiek sposób łączone. To zupełnie co innego. Uporczywa terapia nie może w żaden sposób uratować chorego czy też poprawić jego stanu. To sytuacja, kiedy pacjent znajduje się w terminalnym stadium choroby, a medycyna nie jest w stanie podjąć już żadnych dodatkowych środków, żeby ulżyć mu w cierpieniu. A może wręcz dochodzić do sytuacji, w których my jako lekarze wykorzystujemy kolejne możliwości terapeutyczne, wiedząc o tym, że jest to nieskuteczne.
Czym zatem tak naprawdę jest eutanazja?
To czynne lub bierne pozbawienie życia pacjenta. Czasami chory, który chce dokonać eutanazji, wcale nie musi doświadczać uporczywej terapii. To może być pacjent, który ma już dość choroby albo nawet wizji stanu, w który może go wprowadzić. Pewna kobieta postanowiła zakończyć swoje życie, kiedy dowiedziała się, że ma nowotwór mózgu. To właśnie przykład eutanazji.
Ale czasami pacjent nie może zdecydować o zakończeniu swojego życia. To rodzina pyta, czy nie można zakończyć cierpień chorego.