Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by jeden punkt sprzedaży alkoholu przypadał na co najmniej tysiąc mieszkańców. W Polsce zagęszczenie jest czterokrotnie większe. W całym kraju istnieje 250 tys. takich punktów. Tylko w Bydgoszczy jest ich więcej niż w całej Norwegii.
Dlatego już w grudniu PiS zapowiedziało pracę nad ustawą, która ma dać samorządom możliwości ograniczenia liczby sklepów monopolowych. Nieoczekiwanie we front walki ze stoiskami z wódką włączyła się PO. Złożyła w Sejmie projekt zbieżny z propozycjami PiS.
Fikcyjne prawo
Na czym mają polegać zmiany? – Nie chcemy tworzyć odgórnych nakazów i zakazów. Zamierzamy jedynie dać samorządowcom narzędzia, z których mogą skorzystać wedle swojego uznania – mówi poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk. Dodaje, że możliwości, które obecnie daje ustawa o wychowaniu w trzeźwości, okazują się nieskuteczne.
Wynika z niej, że rady gmin ustalają liczbę punktów sprzedaży alkoholu. W ostatnich miesiącach niektóre samorządy zdecydowały się ograniczyć liczbę licencji. Takie uchwały podjęto m.in. we Wrocławiu, Krakowie i Sopocie.
Szymon Szynkowski vel Sęk zauważa, że w ten sposób samorządy nie są jednak w stanie wyeliminować konkretnych sklepów odpowiadających za wzrost zagrożenia w określonych rejonach. – Koncesje tracą zazwyczaj sklepy na peryferiach, które mają mniejszy obrót – wyjaśnia.