Wtorek był stosunkowy spokojnym dniem w Iranie ogarniętym od ubiegłego czwartku falą protestów. Jeszcze w nocy z poniedziałku na wtorek zginęło dziewięć osób. Podobno w czasie ataku na posterunek policji w okolicach Isfahanu w celu zdobycia broni. W sumie według fragmentarycznych danych w zamieszkach ostatnich dni zginęło 21 osób. Niemal 500 miało zostać aresztowanych.
To największa liczba ofiar od 2009 roku. Największy jest też zasięg protestów obejmujących praktycznie cały kraj.
Strażnicy Rewolucji czekają
Demonstracje trwają także w Teheranie, lecz tam właśnie władze czynią wszystko, aby ograniczyć ich rozmiar. Starają się im zapobiec specjalne oddziały policyjne wyposażone w pałki, poruszające się na lekkich motocyklach. Do tłumienia protestów nie użyto wiernego w każdej sytuacji islamskim władzom Korpusu Strażników Rewolucji. Podobno intensywność protestów nie osiągnęła jeszcze określonego poziomu. Jeden z dowódców zapewniał jednak, że demonstranci „napotkają żelazną pięść narodu".
We wtorek głos w sprawie demonstracji zabrał po raz pierwszy ajatollah Ali Chamenei. – Nieprzyjaciele Iranu używają wszystkiego, co mają do dyspozycji, włączając pieniądze, broń oraz wsparcie polityczne i wywiadowcze w celu koordynacji fali niepokojów – oświadczył najwyższy przywódca Islamskiej Republiki Iranu.
W poniedziałek wieczorem prezydent Hasan Rouhani powtórzył w wystąpieniu telewizyjnym, że w obecnych protestach należy dostrzegać pewną szansę.