„Naszą religią jest nacjonalizm, naszym prorokiem Stepan Bandera" – transparent o takim napisie na czele kolumny nieśli uczestnicy niedzielnego marszu w Kijowie z okazji 108. rocznicy urodzin przywódcy ukraińskich nacjonalistów (OUN). Przeszli z zapalonymi pochodniami przez centrum stolicy do Majdanu Niepodległości, gdzie odbyła się manifestacja.
Tradycyjnie obok Bandery pojawił się duży transparent z wizerunkiem Romana Szuchewycza, dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). W Polsce nazwiska te kojarzą się z czystkami etnicznymi na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Ale organizatorzy marszu uspokajają, że tego typu akcje „nie mają nic wspólnego z tamtą historią".
– Polska nie powinna odbierać tego jako jakiegoś antypolskiego kroku ze strony Ukrainy. Całkiem rozumiemy te nieprzyjemne i bolesne historyczne wspomnienia. Ale też rozumiemy, że w obecnej sytuacji powinniśmy się odwoływać do ludzi, którzy w bardzo trudnych warunkach walczyli o Ukrainę – tłumaczy „Rz" Eduard Leonow, jeden z liderów Swobody i były deputowany Rady Najwyższej. Jak twierdzi, Ukraina dzisiaj potrzebuje takich bohaterów. – Bandera, Szuchewycz i Konowalec (jeden z założycieli OUN – red.) w świadomości narodu ukraińskiego symbolizują sprzeciw, walkę z moskiewską okupacją – mówi.
Nie wszyscy Ukraińcy fascynują się przywódcami OUN-UPA. Świadczy o tym chociażby fakt, że w 4-milionowym Kijowie do akcji nacjonalistów dołączyło jedynie nieco ponad tysiąc osób. W najnowszych sondażach przeprowadzonych przez ukraińską Fundację Demokratyczna Inicjatywa i Centrum Razumkowa partia Swoboda zdobyła jedynie 2,4 proc. poparcia. Po rewolucji na Majdanie w 2014 roku ugrupowanie to nie przekroczyło progu wyborczego.
– Tego typu imprezy nie są zjawiskiem ogólnonarodowym. We Lwowie składają kwiaty pod pomnikiem Bandery, ale w innych regionach Ukrainy mają różny stosunek to tej postaci – mówi „Rzeczpospolitej" pochodząca z Krymu kijowska dziennikarka Anna Andrijewska.