United Airlines wymagają, by dzieci, mające więcej niż 2 lata, miały własne bilety i zajmowały oddzielne siedzenia. Tak też było w wypadku 27-miesięcznego Taizo, którego matka zabrała na pokład samolotu lecącego z Houston do Bostonu. Jak się okazało, bilet na to samo miejsce sprzedano również innemu pasażerowi. Kiedy ten upomniał się o swój fotel kobieta poprosiła o pomoc załogę samolotu, ale stewardesy stwierdziły, że nie mogą nic zrobić, bo w samolocie nie ma już wolnych miejsc.

Yamauchi przyznaje, że nie zdecydowała się na wszczęcie awantury, ponieważ przypomniała sobie historię pasażera usuniętego w podobnej sytuacji siłą z samolotu United Airlines (czytaj: "Skandaliczny incydent kosztował United 250 milionów dolarów"). - Jestem Azjatką. Bałam się. Nie chciałam, aby coś takiego przytrafiło się i mnie - mówiła.

Po dotarciu do Bostonu kobiecie poradzono, by skontaktowała się z infolinią United Airlines i przedstawiła sytuację. Kiedy to zrobiła i zażądała zwrotu pieniędzy za bilet dla dziecka, usłyszała, że aby było to możliwe United Airlines muszą anulować jej rezerwację na lot powrotny.

Kiedy media nagłośniły sprawę, linie przeprosiły Yamauchi. W oświadczeniu United Airlines czytamy, że przyczyną zamieszania było złe przeskanowanie biletu 2-latka, przez co w systemie komputerowym miejsce dziecka wciąż było opisane jako "wolne" i dlatego zostało sprzedane kolejnej osobie.

Pasażerce obiecano zwrócenie pieniędzy za bilety i rekompensatę.