Tak wynika z wyroku Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 5 lipca 2016 r. (sygn. akt I ACa 164/16).
Wioletta K. otrzymała od swojej babci dwie darowizny obejmujące łącznie udział w nieruchomości w wysokości 3/4, o wartości 360 tys. zł. Cały pozostały majątek babcia zapisała w testamencie wnukom, dzieciom jedynego syna – Bogdana K. Były to tylko używane sprzęty domowe o znikomej wartości.
Syn postanowił upomnieć się o część majątku po matce, bo jak twierdził, otrzymał od niej za życia jedynie niewielką darowiznę. Wystąpił więc do sądu przeciwko osobie hojnie obdarowanej przez spadkodawczynię, czyli swojej córce. W pozwie żądał zapłaty aż 235 tys. 700 zł zachowku. Twierdził bowiem, że należy mu się od córki 2/3 udziału spadkowego, który przypadłby mu przy dziedziczeniu ustawowym, gdyż w chwili śmierci matki był trwale niezdolny do pracy i otrzymywał rentę inwalidzką. Później jeszcze rozszerzył żądanie twierdząc, że kwota, którą traktował jak darowiznę, wcale nią nie była. Poza tym dowiedział się, że córka, która opiekowała się babcią za życia, zatrzymywała dla siebie po 400 zł miesięcznie z jej emerytury. Jego zdaniem kwoty te powinno doliczyć się do spadku.
Wioletta K. wniosła o oddalenie powództwa swojego ojca. Argumentowała, że przez całe życie był on wspierany finansowo przez rodziców, a jego trwała niezdolność do pracy budzi poważne wątpliwości. Jak podała, ojciec prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Utrzymanie go kosztuje sporo pracy, którą ojciec wykonuje sam, bo mieszka z daleka od cywilizacji - do jego domu nie prowadzi żadna droga lądowa. Przeczy to wskazywanej przez niego niezdolności do pracy. Dodatkowo podniosła, że choć babcia sponsorowała ojca, ten nie okazywał jej wdzięczności - odwiedzał ją sporadycznie, nie przyjechał na jej pogrzeb. To wnuczka opiekowała się babcią. Kilka lat przed śmiercią spadkodawczyni zamieszkała u Wioletty K. mając do dyspozycji dwa pokoje i łazienkę oraz całodobową opiekę zatrudnionej opiekunki, której wnuczka płaciła 2 tys. zł miesięcznie.
Inżynier wybrał wieś
Sąd Okręgowy ustalił, że Bogdan K. jest magistrem inżynierem, absolwentem Politechniki. W latach 80-tych kupił gospodarstwo rolne w górach i tam osiadł. Kilka lat później zdobył tytuł rolnika wykwalifikowanego, za kredyty kupował owce, krowy, maszyny rolnicze. Na jedną z nich – ciągnik , otrzymał od matki 848 863 ówczesnych złotych. Żył ze sprzedaży wełny, a potem także z prowadzonego gospodarstwa agroturystycznego.