W środę w Warszawie szef MON Mariusz Błaszczak podpisze umowę na dostawy pierwszych dwóch baterii zestawów rakietowych Patriot.
To poważne wzmocnienie obrony powietrznej kraju. Teraz niemalże bezbronnej, gdyby nie uwzględniać samolotów F-16. Polskiego nieba bronią sowieckie zestawy rakietowe o dźwięcznych nazwach Wega, Newa, Kub i Osa.
O tym, że chcemy kupić Patrioty, zdecydował w 2014 r. rząd PO – PSL. Chodziło o osiem baterii, które mają posiadać zdolność do zwalczania rakiet Iskander. Zakładano, że w 2016 r. umowa zostanie podpisana, a pierwsze zestawy trafią do Polski w 2019 r. Oferta amerykańska została uznana za najkorzystniejszą z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski i realizacji zobowiązań sojuszniczych.
Sprawa tego zakupu „zabuksowała" pod koniec 2015 r., gdy władzę w ministerstwie przy Klonowej objął Antoni Macierewicz i natychmiast zaczął mnożyć wątpliwości. „Cena jest nieporównanie wyższa, możliwość dostarczenia produktu – nieporównanie dłuższa" – stwierdził.
Nie wiemy, czy była to tylko figura negocjacyjna. Macierewicz raz krytykował warunki stawiane przez Amerykanów, innym razem zapewniał, że Patrioty kupimy. Roztaczał fantastyczne wizje, z których wynikało, że pierwsze dostawy będą miały miejsce w 2018 lub 2019 r. Negocjacje jednak jakoś się toczyły, czego finał właśnie obserwujemy. Już wiadomo, że wartość offsetu wyniesie ok. 1 mld zł. Jest to sukces ludzi skupionych wokół Macierewicza.