„Rzeczpospolita”: W środę wieczorem doszło do wypadku z udziałem kolumny aut wiozących z Torunia do Warszawy ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Jak często jadącym na sygnale samochodom rządowym zdarzają się wypadki?
Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę przejechanych przez polityków kilometrów, to wypadki, a nawet zwykłe stłuczki, zdarzają się wręcz niezwykle rzadko. Ale każda taka wpadka BOR-u czy innych służb zawsze jest bardzo mocno nagłaśniana w mediach. Dla czytelników to po prostu wielka sensacja. Każdy Kowalski o tych chętnie poczyta. Wczoraj akurat zdarzył się wypadek, ale pamiętam, jak nagłaśniano zwykłe stłuczki, czy nawet jedynie jakieś obcierki pojazdów z politykiem na pokładzie.
To ciekawe, że twierdzi pan, iż tych wypadków jest niewiele. W końcu jak widzi się na drogach kolumny rządowych samochodów, to one naprawdę jeżdżą bardzo szybko...
Wiadomo, że politykom zdarza się przeciągać spotkania, a później mają kolejne spotkanie, zatem się spieszą, bo nie wypada im się spóźnić. Z reguły więc ten czas nadrabia się na przejazdach. Powiedzmy sobie szczerze, czasem wszystko jest na wariackich papierach. Oczywiście, służby są zobligowane do pomocy, ale tu nawet nie chodzi o podległość służbową. Często naprawdę chcemy pomóc politykowi. Ta dynamiczna jazda jest więc czymś naturalnym.
Kierowca mógłby oponować, powiedzieć: „Z uwagi na bezpieczeństwo pana ministra...”.