Fakt, że w Sejmie odpadł projekt "Ratujmy kobiety", a "Zakaz aborcji" został skierowany do dalszych prac, świadczy o ewolucji poglądów posłów na problem usuwania ciąży - uważa gość Jacka Nizinkiewicza.
Zdaniem profesora Chazana, w przypadku partii opozycyjnych. której posłowie zagłosowali przeciwko projektowi ustawy liberalizującej przepisy aborcyjne doszło raczej do "nieprzewidzianych fluktuacji". Z kolei posłowie partii rządzącej zagłosowali zgodnie ze zobowiązaniami, jakie ta partia wzięła na siebie w kampanii wyborczej, deklarując, że projekty obywatelskie będą poddawane dalszemu procedowaniu.
Jednak, zdaniem Chazana, nawet gdyby projekt "Ratujmy kobiety", trafił do dalszych prac w komisji, i tak zostałby odrzucony na późniejszym etapie procedowania.
Pytany o ewentualną reakcję środowisk dążących do liberalizacji przepisów aborcyjnych Bogdan Chazan stwierdził, że politycy zbyt dużą wagę przywiązują do "czarnych protestów". Jego zdaniem dotyczą one środowisk lewicowych, "a raczej lewackich", w większych miastach, o czym może świadczyć choćby liczna podpisów zebranych pod obydwoma projektami - 200 tys. pod projektem "Ratujmy kobiety" i 800 tys. pod zakazującym aborcji. Co, według profesora, przekłada się na stosunek Polaków do tego zjawiska. Według cytowanych przez gościa programu badań Ordo Iuris przeciwnych aborcji jest 71 procent Polaków.
Jacek Nizinkiewicz pytał swojego rozmówcę o to, czy kobiety dokonujące aborcji powinny być za nią karane. Zdaniem Chazana, który przyznaje, że sam dokonywał tego zabiegu, a obecnie tego żałuje, przerwanie ciąży jest zamachem na życie człowieka, więc każdy, kto tego zamachu dokonuje, bez względu na to, czy jest to sama kobieta, lekarz, położna, czy taksówkarz, który dowozi kobietę na zabieg, powinien ponieść konsekwencje prawne.