Podczas finału w Lille mocno postawiono na oprawę muzyczną i świetlną. Dodatkowo hala wypełniła się kibicami.
Podczas finału w Lille mocno postawiono na oprawę muzyczną i świetlną. Dodatkowo hala wypełniła się kibicami. Jak mówi stare sportowe przysłowie, gospodarzom "pomagają ściany". W przypadku finału Ligi Narodów stwierdzenie to niestety nie okazało się prawdziwe - ocenia Onet.pl.
Rosjanie na początku pierwszego i drugiego seta wypracowali sobie kilkupunktową przewagę. Były one na tyle wystarczające, że później przy popełnianiu błędów wciąż mogli utrzymać się na prowadzeniu. W pierwszej części meczu oglądaliśmy m.in. popisowe zagrywki Michajłowa. Rosjanin posyłał piłkę z prędkością 125, a nawet 130 km/h. Tak mocnego uderzenia najlepsi zawodnicy nie byliby w stanie odebrac.
Podopieczni Siergieja Szlapnikowa przy prowadzeniu 7:5 zaczęli odskakiwać rywalom. W pewnym momencie, w pierwszym secie mieli przewagę już siedmiu punktów. Na pochwałę zasługiwał wspomniany już Michajłow. Poprawnie wykończył siedem na osiem swoich ataków. Gospodarze walczyli do końca, różnicę udało się jeszcze zmniejszyć, ale rozdanie ostatecznie należało do gości, którzy wygrali 25:22.
Drugi set rozpoczął się podobnie, Rosjanie szybko odskoczyli, a Francuzi musieli ich gonić. Michajłow znów szalał na serwisach, a Wołkow w ataku. Gospodarze turnieju robili co mogli, by zbliżyć się punktowo do swoich rywali. Niestety siedmiopunktową stratę zmniejszyli tylko do pięciu i set zakończył się zwycięstwem Sbornej 25:20.