Sędzia Łączewski: Sąd to nie korporacja. Potrzebna jest reforma, a resort się obraża

- Sąd to nie korporacja, jak uważają politycy. Tu nie ma znaczenia, kto stoi na czele instytucji. W dalszym ciągu nie zaproponowano reformy strukturalnej i funkcjonalnej, choćby w formie rozsądnej propozycji. Nie ma też chęci do spotkań z sędziami, bo Ministerstwo Sprawiedliwości jest na nich oficjalnie obrażone - pisze dla Onetu sędzia Wojciech Łączewski

Publikacja: 17.10.2018 23:19

Sędzia Łączewski: Sąd to nie korporacja. Potrzebna jest reforma, a resort się obraża

Foto: 123RF

Wymiar sprawiedliwości jest skomplikowanym mechanizmem, w ramach którego istnieją małe i większe zależności oraz powiązania systemowe. Wszystko powinno działać jak w zegarku, niestety nie zawsze tak jest - czytamy na Onet.pl.

Czytaj także: Czy rząd chce usunąć sędziego Łączewskiego z zawodu

Przykładowo, sędzia dekretuje wpływające do wydziału pismo w ciągu jednego dnia, ale niedostatecznie obsadzony sekretariat nie jest w stanie wykonać takiego zarządzenia równie szybko. Pismo zostanie wysłane do strony z opóźnieniem, a w efekcie postępowanie się przeciągnie. W takiej sytuacji nawet „odciążenie" sędziów od spraw, którymi zajmować się nie powinni i skierowanie ich wysiłku na pracę stricte orzeczniczą nie doprowadzi do poprawy obecnego stanu rzeczy. Wdrażana jest natomiast reforma sądownictwa, która sprowadza się wyłącznie do wymiany kadr w oparciu o wątpliwe konstytucyjnie rozwiązania.

W jednym z programów wiceminister resortu sprawiedliwości Patryk Jaki stwierdził, że polski wymiar sprawiedliwości należy do jednego z najdroższych w całej UE i jednocześnie najmniej efektywnych, ponieważ na sprawiedliwość czeka się wiele lat nawet w sprawach drobnych. Kontynuując swój wywód dodał, że zaprzestano słuchania sędziów proponujących reformę sądownictwa, ponieważ pomimo wzrostu liczby asystentów sędziów o sto procent nie zwiększyła się tzw. „załatwialność" spraw.

Nie jest prawdziwe stwierdzenie wypowiedziane swego czasu przez Mateusza Morawieckiego, a pośrednio powtórzone przez Patryka Jakiego, że na sądownictwo wydajemy trzykrotność średniej europejskiej. Według danych z 2014 roku polski wymiar sprawiedliwości pod względem wydatków był na przedostatnim 6 miejscu (64 Euro). Więcej na sądownictwo wydawało aż dwadzieścia jeden państw. Najwięcej Irlandia (511 Euro), a Polskę wyprzedziły między innymi Łotwa, Estonia i Chorwacja.

Inaczej przedstawia się kwestia spojrzenia na wydatki liczone jako część budżetu państwa (jesteśmy wówczas na trzecim miejscu), ale od średniej nie odbiegamy znacząco. Nie po raz pierwszy twórczo zinterpretowano dane w celu ilustracji przyjętej tezy, która powoduje, że w obywatelach krew się burzy na „przepłacony" wymiar sprawiedliwości.

Podległy Ministrowi Sprawiedliwości Instytut Wymiaru Sprawiedliwości stwierdził w raporcie, że relatywnie wysoki odsetek wydatków na sądownictwo cechuje także pozostałe państwa Europy Środkowo – Wschodniej, co jest związane, między innymi, z ich mniejszymi budżetami. Gdyby zmniejszyć wydatki trzykrotnie, to jest do średniej europejskiej, to spadlibyśmy na koniec stawki.

Minister Sprawiedliwości (i jego zastępca) minęli się też z prawdą stwierdzając, że polski wymiar sprawiedliwości jest najmniej efektywny w Unii Europejskiej. Oczywiście sytuacja się pogarsza, czas trwania postępowań od 2015 roku ulega wydłużeniu (4,7 miesiąca w 2016 roku i 5,4 miesiąca w 2017 roku), ale w dalszym ciągu nie jest tak źle. W przewlekłości spraw na tle Unii Europejskiej mamy 12. miejsce według danych z 2014 roku (gorzej w Hiszpanii, Francji i Włoszech). Tym samym, wbrew twierdzeniom przedstawicieli władzy wykonawczej, Polska nie jest liderem w przewlekłości spraw. Nie oznacza to jednak, że miejsca w rankingu nie możemy poprawić.

Na marginesie, nie jest też tak, że mamy najwięcej sędziów, ponieważ w tej „dyscyplinie" wyprzedza nas aż sześć krajów, w tym „braterskie" Węgry.

Nie jest tajemnicą, że postępowania przeciągają się dlatego, że do sądów wpływa zbyt dużo spraw i brakuje rąk do pracy. W stosunku do 2002 roku liczba spraw wpływających do sądu podwoiła się (wtedy ok. 8 mln., a obecnie blisko 16 mln.), a liczba sędziów nie zwiększyła się, pozostając na poziomie ok. 10 tys. (26 sędziów na 100 tys. mieszkańców). Pomimo tego (brakuje obecnie około 1 tys. sędziów) sędziowie załatwiają więcej spraw. Zaległości rosną, ponieważ spraw wpływających do sądu jest coraz więcej i są bardziej skomplikowane pod względem prawnym (wynik uchwalania przepisów nocami i „na kolanie").

„Znawcy" nie mając wiedzy o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości milczą, gdy zapytać ich, co zrobić w sytuacji dwukrotnie rosnącej liczby obowiązków. Nie przedstawiają też recept na zwiększenie wydajności, tym bardziej, że wszystkie sprawy są pilne, bo ludzkie, a sędzia powinien zająć się nimi jednocześnie. Już dawno nie jest tak, że sprawny sędzia nie ma zaległości, a przewlekłość jest wynikiem złej organizacji pracy, a czasami nawet lenistwa.

Od pewnego czasu staram się przedstawić recepty jak usprawnić „organizm sądowy" w zakresie procedur. Warto jednak wspomnieć o ludziach, którzy wymiar sprawiedliwości tworzą.

Wbrew twierdzeniom wiceministra resortu sprawiedliwości liczba asystentów nie wzrosła drastycznie. Ich liczba oscyluje w granicach 3,2 tys. (lata 2010 – 2015), co daje 0,3 asystenta na sędziego. Oznacza to, że wpływ spraw systematycznie rósł, liczba asystentów się nie zmieniała, a jeden asystent przypada na trzech sędziów. Tym samym wsparcie dla sędziów jest, delikatnie mówiąc, znikome.

Niezrozumiałe jest też stwierdzenie o tym, że liczba asystentów miałaby przełożyć się na liczbę załatwianych przez sędziów spraw. Asystent za sędziego wyroku nie wyda, uzasadnienia nie napisze, ale może sędziego wspierać. Problem polega na tym, że rozporządzenie regulujące obowiązki asystentów jest niedoskonałe i rodzi sytuacje konfliktowe, czasami patologiczne, a co do zasady nie uwzględnia asystenta jako realnego pomocnika sędziego.

Sędzia przeciążony obowiązkami nie ma czasu na „prowadzenie" asystenta, tym bardziej, że niekiedy codziennie ma do czynienia z inną osobą. Asystenci są dzieleni między sędziów, a dodatkowo występuje spora rotacja spowodowana niskimi zarobkami i brakiem odpowiedniej ścieżki awansu. Asystentom odebrano możliwość podejścia do egzaminu sędziowskiego po uzyskaniu odpowiedniego stażu pracy.

Od momentu wejścia w życie regulacji pozwalającej na podejście magistrowi prawa do egzaminu referendarskiego Minister Sprawiedliwości takiego egzaminu nie zarządził. Podobnie ma się sprawa z aplikacją uzupełniającą. Są to problemy realnie zgłaszane przez osoby wykonujące ten zawód. Jedyne, o co asystent może się pokusić, to starać się uzyskać tytuł „starszego asystenta", co nie zmienia niczego, także finansowo.

Pomimo tego, że zawód asystenta sędziego nie jest nowy, to nikt nie pokusił się do wykorzystania asystenta przede wszystkim do samodzielnej pracy twórczej, która realnie wspomoże sędziego.

Obecnie, skutkiem „zalewu" sprawami, zdarza się, że niektórzy sędziowie przekazują asystentom akta do decyzji, a potem podpisują projekty bez zastanowienia i należytego zapoznania się z aktami. W takiej sytuacji odpowiedzialność jest przenoszona na asystenta, co jest niedopuszczalne, skoro wcześniej sędzia nie daje wskazówek co do kierunku rozstrzygnięcia. Liczba spraw powierzonych sędziemu powoduje też formułowanie nierealnych oczekiwań w stosunku do szybkości pracy asystenta, bo przecież wszystko trzeba załatwić natychmiast.

Asystent powinien znać referat sędziego, z którym współpracuje i wykonywać w ramach tego referatu czynności techniczne, przykładowo kontrolować prawidłowość doręczeń, pisać ponaglenia tak, by postępowania toczyły się sprawnie i nie zachodziła konieczność odraczania rozpraw. Powinien też prowadzić kalendarz sędziego i przedstawiać sprawy w odpowiednim momencie, by nadać im bieg. Wreszcie rolą asystenta powinno być „opracowanie" sprawy, przedstawienie występującego w niej problemu prawnego lub faktycznego, a następnie przygotowanie bieżącego orzecznictwa i poglądów doktryny.

Wprowadzenie swoistego „cyklu" zajmowania się sprawą, a więc pracownik sekretariatu – asystent sędziego – sędzia spowodowałoby właściwe rozłożenie obowiązków. Sędzia zająłby się wreszcie orzekaniem, a nie pracą stricte biurową.

Sporządzanie przez asystentów projektów uzasadnień w sytuacji, gdy wcześniej nie mieli do czynienia ze sprawą jest bardzo trudne, co wiem z własnego doświadczenia. Na marginesie, projekty uzasadnień powinny być sporządzane pod kierunkiem sędziego, a nie obok. Obecnie jest to nie do zrealizowania, skoro sędzia jest zajęty obowiązkami biurowymi, które nierzadko go przytłaczają.

Sędziowie wynoszą akta z sądu za zgodą przełożonego. W 8 godzin pracy nie da się wyczerpać nałożonego na sędziego „wymiaru zadań". Ilość rzeczy do zrobienia, które przypadają na sędziego przekracza granice rozsądku. Załatwianie spraw bieżących zajmuje sporo czasu. Pisanie uzasadnień, a nawet kontrola projektów oraz rozstrzyganie problemów prawnych z referatu realizuje się w zaciszu domowym. Tam też dopełnia się obowiązek podnoszenia swoich kwalifikacji, co polega na analizie orzecznictwa i poglądów doktryny. Takie „maratony" odbierają chęć do pracy, myślenie zajmuje więcej czasu, wszystko zaczyna trwać dłużej, a jakość pracy spada. Znają to przecież ludzie wykonujący inne zawody. Sędzia nie jest kimś wyjątkowym.

Asystentom należy zapewnić właściwy poziom wynagrodzeń, adekwatny do kompetencji. Obecna pensja netto w wysokości 2800 złotych na pewno nie przyciągnie do zawodu najlepszych. Przy tej wysokości zarobków trudno wykrzesać z asystentów pasję do wykonywania obowiązków, a tym trudniej, gdy nie ma przewidzianej ścieżki awansu. Mówiąc wprost – nie ma czym zachęcić najlepszych.

Upraszczając procedury i zmieniając organizację „mechanizmu sądowego", możemy doprowadzić do realnej reformy wymiaru sprawiedliwości. Wszak ten, nawet w innych krajach, orbituje między ideałem a rzeczywistością. Od lat powtarzam, że każdy ma prawo rozpoznania sprawy nie tylko przez sąd niezależny, sędziego niezawisłego i bezstronnego, ale i należycie wypoczętego. Przemęczenie zwiększa ryzyko błędu, a skutki bywają opłakane, bo realna władza sędziego jest bardzo duża, a „operuje" na żywej tkance.

Stan rzeczy można uzdrowić szybko, a recepta jest prosta. Należy zmniejszyć ilość spraw, które powierza się sędziemu w danym momencie. Dodatkowo, należy zapewnić wsparcie kompetentnych asystentów, przy czym dany asystent powinien być przydzielony do sędziego. Dodatkowo należy asystentom przekazać niektóre czynności techniczne (przykładowo kontrolę korespondencji i stwierdzanie prawomocności orzeczeń). W takiej sytuacji sędzia będzie mógł każdej sprawie poświęcić wystarczająco dużo czasu i osądzić ją w sposób przez strony oczekiwany.

System organizacji pracy sędziego zależy od tego, jak został „wychowany" w czasie aplikacji. Nawet jeżeli warsztat pracy jest bez zarzutu to tylko rozsądna ilość spraw w referacie pozwala pilnować spraw bieżących oraz kontrolować sprawy zawieszone, tak by wszystko zostało załatwione terminowo. Każda sprawa powinna mieć swoje notatki, uwagi i pytania do świadków. Wszystko to ma rację bytu przy referacie na poziomie maksimum 300 spraw. W takiej sytuacji sprawy toczą się szybko i sprawnie. Obecnie referaty sędziów są wyraźnie większe (zdarza się, że przekraczają 1000 spraw) i często brakuje czasu na przygotowanie się do sesji. To z kolei powoduje podejmowanie czynności zbędnych, co nakręca spiralę przewlekłości.

Sąd to nie korporacja, jak uważają politycy. Tu nie ma znaczenia, kto stoi na czele instytucji. Najlepiej widać to po pogarszających się wynikach i to pomimo wymiany prezesów sądów według nieznanych kryteriów. Wskazywanie niedostatków nowym zwierzchnikom nie poprawia istniejącego stanu rzeczy. W dalszym ciągu nie zaproponowano reformy strukturalnej i funkcjonalnej, choćby w formie rozsądnej propozycji. Nie ma też chęci do spotkań z sędziami, bo Ministerstwo Sprawiedliwości jest na nich oficjalnie obrażone. Jak najszybciej musimy rozpocząć dyskusję, poprzedzoną szerokimi badaniami, na temat uzdrowienia obecnej sytuacji.

Wymiar sprawiedliwości jest skomplikowanym mechanizmem, w ramach którego istnieją małe i większe zależności oraz powiązania systemowe. Wszystko powinno działać jak w zegarku, niestety nie zawsze tak jest - czytamy na Onet.pl.

Czytaj także: Czy rząd chce usunąć sędziego Łączewskiego z zawodu

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP