Dobrze, że Ministerstwo Sprawiedliwości, nowelizując kodeks wykroczeń, zauważa ten problem i wprowadza miękkie rozwiązania, które mają zachęcić kierowców do regulowania mandatów. Jednym z nich jest wydłużenie czasu na ich zapłacenie z siedmiu do 14 dni, co ułatwi życie zapominalskim i niezdecydowanym. Dość nowatorskim rozwiązaniem jest też możliwość doręczania mandatów zaocznych kierowcom bezpośrednio do domów przez policję i Inspekcję Transportu Drogowego. Ma to być sposób na tych, którzy unikają odbierania korespondencji i w efekcie stają się klientami sądów.

To dobre zmiany, bo dostosowują prawo do życiowych realiów, za co niezbyt często można pochwalić naszego ustawodawcę. Nie sądzę jednak, aby rozwiązały one problem drobnych spraw w sądach systemowo. Już w ubiegłym roku Zbigniew Ziobro firmował inny projekt, który zakładał, że policjant będzie wypisywać mandat, nawet jeśli kierowca nie zgodzi się na jego przyjęcie. Jeśli natomiast i tak zdecyduje się pójść do sądu i przegra, zapłaci więcej. Szybko jednak wycofano się z tego dyskusyjnego pomysłu, by już więcej do niego nie wrócić. Obecna nowelizacja nawiązuje do tamtej filozofii. To jednak wciąż tylko punktowa zmiana prawodawstwa. W obliczu tak potężnego zalewu drobnych spraw potrzebny jest ruch systemowy. Może warto się zastanowić, kto zajmie się mniejszymi postępowaniami. Jeżeli PiS poważnie myśli o wprowadzeniu np. instytucji sędziego pokoju, to warto pochylić się nad tym już teraz, projektując przyszłe regulacje.

Zmiany pojedynczych przepisów są politycznie efektowne. W praktyce jednak jedynie łatają system, a ich wielość może dezorientować. Kompleksowo reformując kodeks wykroczeń, może warto też pomyśleć o zmianie filozofii wprowadzania legislacyjnych modyfikacji. Powinny być one rzadsze, ale za to generalne.