Dlatego jedno z pierwszych pytań powinno brzmieć: zacisnąć zęby i dług spłacić czy powalczyć?
Czytaj także: MS: co dokładnie zmienia się w przepisach o egzekucji komorniczej
Dłużników można podzielić na trzy grupy: poważnych i majętnych – ich stać na prawników, choć nie każdy prawnik zna się na egzekucji. Druga grupa to dłużnicy niemal bez majątku i ich komornicy co najwyżej od czasu do czasu nękają. Tu porada może być o upadłości konsumenckiej, jeśli jeszcze rozważają „nowe życie". Skupię się na najliczniejszym zastępie osób, swego rodzaju ofiar czy to swego zaniedbania czy przegapienia, które raptem dostają wezwanie o zapłatę 50, 70 czy 200 zł, jak pewna czytelniczki.
Sąd zasądził od niej 200 zł za zaparkowanie auta jednym kołem na chodniku. Chyba nie była nawet w sądzie i po niedługim czasie otrzymała zawiadomienie o zajęciu jej wierzytelności (z nadpłaty podatku) z kosztami sądowymi (80 zł) i 303 zł minimalnej opłaty egzekucyjnej (po 1 stycznia przy nowych egzekucjach będzie ona wynosić 150 zł ewentualnie 200 zł). Dodajmy, że przy mniejszych długach, np. 50 zł, ogólna kwota do zapłaty byłaby niższa o ok. 150 zł, ale byłoby to i tak dziesięć razy więcej niż sam dług.
Taka zapłata może boleć, ale rady w zasadzie nie ma. Mimo że od Nowego Roku obowiązuje (ale tylko przy nowych egzekucjach) ulgowa, 3-proc. stawka opłaty komorniczej, jeżeli dłużnik w ciągu miesiąca od doręczenia mu zawiadomienia o wszczęciu egzekucji wpłaci do rąk komornika lub na jego rachunek całość lub część egzekwowanego długu, wspomniana minimalna opłata 150 zł sprawia, że ulga ta zaczyna się liczyć dopiero przy długu przekraczającym 1500 zł. Przy niższej kwocie zarówno zwykła stawka (obecnie 10 proc. ściągniętego długu), jak i ulgowa niższe nie będą.