Po raz ostatni prezydent ułaskawił osobę skazaną z art. 212 kodeksu karnego 20 stycznia. Nie tylko darował środek karny, jakim było podanie wyroku do publicznej wiadomości, ale nawet zarządził zatarcie skazania. Z komunikatu na stronach Kancelarii Prezydenta wynika, że powodem był „incydentalny charakter czynu, niezwłoczne uiszczenie grzywny oraz bardzo dobra opinia środowiskowa".
W sumie Duda darował już kary pięciorgu osobom skazanym za zniesławienie. To sporo, biorąc pod uwagę, że korzysta z prawa łaski niezwykle ostrożnie. Z naszych obliczeń wynika, że ogólnie ułaskawił tylko 54 osoby, choć Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski darowali kary tysiącom, a Lech Kaczyński i Bronisław Komorowski – setkom skazanych.
Dlaczego Duda chętnie ułaskawia skazanych za zniesławienie? Biuro prasowe Kancelarii Prezydenta odmówiło nam komentarza w tej sprawie. Tłumaczy, że określona w konstytucji „prerogatywa w zakresie stosowania prawa łaski ma charakter dyskrecjonalny", a „sprzeczna z tym założeniem byłaby możliwość ustalania motywów, którymi kierował się prezydent".
Kancelaria odmówiła też podania personaliów ułaskawionych. Wiadomo, że są wśród nich dziennikarze Tomasz Wróblewski i Michał Fura, skazani za artykuł o kolporterach opublikowany w 2010 r. w „Dzienniku Gazecie Prawnej". – Podejrzewam, że Andrzej Duda decyduje się na ułaskawianie osób skazanych z tego artykułu, bo jest to niegroźne, a inni prezydenci przekonali się już, że darowanie kar niektórym przestępcom może być ryzykowne – komentuje Wojciech Borowik, prezes Stowarzyszenia Wolnego Słowa. – Jednak jest to też w jakimś sensie odpowiedź na postulaty, które od lat formułują organizacje dziennikarskie – dodaje.
Ich zdaniem art. 212 to relikt PRL, który może posłużyć kneblowaniu mediów, szczególnie lokalnych. Powód? Sprawy z tego artykułu wytycza się z prywatnego oskarżenia. Taki akt może wnieść każdy, kto uważa się za pomówionego. Dziennikarz staje się wówczas oskarżonym ze wszystkimi tego konsekwencjami. Musi np. zawiadamiać sąd o każdej zmianie miejsca pobytu dłuższej niż siedem dni, a jeśli nie stawia się na rozprawie, może zostać na nią doprowadzony.