Ruszyła kampania „Życie mamy we krwi". Chodzi w niej o zwrócenie uwagi na sytuację osób chorych na nowotwory hematologiczne, w tym szczególnie osoby z agresywną białaczką limfocytową (PBL), ponieważ właśnie Ci pacjenci nie mają w Polsce zbyt wielu szans na walkę z chorobą. Jest ich stosunkowo niewielu. Nie są zauważalni, bo choroby ludzi starszych nie są dzisiaj medialne.
Najczęstsze objawy
Pan Bernard (65 lat) czuł się po prostu zmęczony i osłabiony. Tym, co zaniepokoiło jego żonę, było pocenie się go w nocy. Musiał nawet trzy razy się przebierać. Poszedł na badania. Wyniki były tak niewiarygodne, że kazano je powtórzyć. Kiedy odebrał kolejne – wyszedł już ze skierowaniem do szpitala. Diagnoza – przewlekła białaczka limfocytowa oporna na leczenia. Potrzebne na tym etapie choroby leczenie nie jest u nas na razie dostępne. Pan Bernard jednak nie traci nadziei, że może ktoś usłyszy o jego problemie.
Dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, zwraca uwagę na jeden istotny aspekt problemu: – U 30–50 proc. pacjentów choroba przebiega praktycznie bezobjawowo. Wykrywa się ją podczas rutynowej morfologii. Pojawia się w niej wysoka limfocytoza. Dlatego, mimo że opisana prawie 170 lat temu, wciąż bywa źle diagnozowana i w Polsce często niewłaściwie leczona. Lekarz pierwszego kontaktu powinien bardziej uważnie wsłuchiwać się w chorego. Tymczasem początkowe objawy brane są na karb wieku pacjenta. Są to: zmęczenie, stany podgorączkowe, nagły ubytek masy ciała, nadmierna potliwość, osłabienie.
Po wykonaniu morfologii, aby potwierdzić chorobę, wykonuje się badanie szpiku kostnego. Badanie jest praktycznie bezbolesne. Pod mikroskopem oceniane są komórki, które uległy przemianie nowotworowej. Wykonuje się też badania cytogenetyczne określające zmiany w genach i ich mutacje.