Bitwa o Europę

Unia Europejska wre. W dyskusjach o jej przyszłości ścierają się trzy koncepcje polityczno-ustrojowe - pisze prof. UJ Andrzej Bryk.

Aktualizacja: 11.11.2016 15:41 Publikacja: 10.11.2016 23:01

Bitwa o Europę

Foto: 123RF

Pierwsza może być nazwana modernizacyjną bądź dekonstrukcyjno-federacyjną. Jej źródłem jest rewolucja kulturowa lat 60. i liberalno-lewicowy model przebudowania wspólnotowej „burżuazyjnej" kultury traktowanej jako ucisk. Choć zachodnie społeczeństwa osiągnęły według modernizatorów zadowalający stan przebudowy, to postkomunistyczna Europa się jej opiera. Stąd żądanie, jak określiła to feministka Chantal Mouffe, pogłębienia demokracji poprzez „wyzwolenie" z tradycyjnego ucisku rodziny, religii, państwa narodowego na rzecz większej wolności „różnicy i ekspresji".

Zdaniem części modernizatorów niekontrolowana imigracja pomaga w rozbiciu tradycyjnej europejskiej kultury, tworząc społeczeństwo obywatelskie w postchrześcijańskiej postnarodowej federacji. Hidżab miał zneutralizować hegemonię koloratki, a eksperckie zarządzanie prawami i konsumenckim wyborem stać się jedyną polityką. Obóz modernizacyjny reprezentuje dominująca część biurokratycznych i intelektualno-medialnych elit unijnych, pupilów globalnej ekonomii.

Drugą koncepcję można nazwać klasyczną, według jej przeciwników: „neoreakcyjną". Według niej koncepcja modernizacyjna prowadzi do praktycznego nihilizmu. Obojętność duchową sytego Zachodu może powstrzymać jedynie odrodzenie tradycji klasycznej i chrześcijańskiego humanizmu. Opisał ją w 1973 r. Jean Raspail w „Obozie świętych", przeczuwający inwazję imigrantów w czasach autonienawiści Europejczyków do kultury „katedr i bicia dzwonów". Współcześni klasycyści w większości popierają Europę ojczyzn, uważając państwo narodowe za jedynego gwaranta demokratycznej liberalnej wolności, dobrobytu i solidarności międzypokoleniowej. Projekt modernizacyjny uznają za eufemizm nowej oligarchii. Część polityków chce w tym duchu zreformować Unię, np. Orban czy Kaczyński, Francuzi odwołują się do tradycji gaullizmu, w Anglii do thatcheryzmu. Modernizatorzy utożsamiają błędnie klasycystów z nacjonalistycznymi i populistycznymi ruchami antyunijnymi. Tymczasem są one reakcją na paternalizm biurokratycznych elit, atrofię społeczną, pozorną solidarność, antydemokratyczny federalizm z jego państwami dominującymi i peryferiami.

Ideologię multikulti klasycyści traktują jako bojaźliwą odpowiedź na fiasko asymilacji z sakralizacją praw człowieka. Ich zdaniem liberalizm praw i permanentna rewolucja kulturowa brutalizują społeczeństwo, nie rozumieją jednocześnie tęsknoty za solidarnością napędzającą populizm. Klasycystów łączy też opór wobec edukacji w formie karmienia postmodernistyczną papką i wolności jako praktycznego hedonizmu. Kryzys Unii wymusza tutaj różne sojusze, np. katolickich klasycystów z agnostykami.

Trzecia koncepcja to rekonstrukcja na ruinach. Skrajnie zróżnicowani rekonstrukcjoniści szukają nowego punktu odniesienia. Część chce odrodzenia antropologii chrześcijańskiej, inni zerkają ku wyidealizowanej Rosji. W kulturze masowej najwidoczniejszy jest rekonstrukcjonizm Michela Houellenbecka w „Uległości". Nieunikniona islamizacja Europy jest dlań odpowiedzią na metafizyczną nudę, nadzieją, że islam, religia dwuznaczności, wybierając pokój zamiast terroru, może powstrzymać nihilizm. Chrześcijaństwo bowiem przegrało, chcąc trwać w świecie jedynie prywatnej, a nie instytucjonalno-politycznej wiary.

Dla klasycystów i rekonstrukcjonistów liberalna demokracja oznacza oligarchizację polityczną, kulturową i ekonomiczną, globalny sojusz z tanią siłą roboczą imigrantów wzbogacający klasę średnią w krajach rozwijających się i elity krajów rozwiniętych. Lecz stabilizująca liberalną demokrację klasa średnia ubożeje, traktując masową imigrację jako wewnętrzną kolonizację, stąd zdradę elit. Te, nie mogąc zlikwidować demokracji, próbują delegitymizować bunt językiem rasizmu czy nacjonalizmu, niszcząc sferę publiczną państw narodowych. Definiują wyzwania globalizacji jako rodzaj przejścia od demokracji liberalnej do zarządzającego prawami i zasobami imperium światowego.

Wydawało się do niedawna, że modernizatorzy wygrali. Dziś sytuacja jest zagmatwana. Być może popełnili błąd nie polityczny czy ekonomiczny, lecz ontologiczny: niewłaściwego zdefiniowania, czym jest w istocie świat ludzki. To stały błąd racjonalnych utopii skutkujący bądź otrzeźwieniem, bądź katastrofą.

Autor jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji UJ

Pierwsza może być nazwana modernizacyjną bądź dekonstrukcyjno-federacyjną. Jej źródłem jest rewolucja kulturowa lat 60. i liberalno-lewicowy model przebudowania wspólnotowej „burżuazyjnej" kultury traktowanej jako ucisk. Choć zachodnie społeczeństwa osiągnęły według modernizatorów zadowalający stan przebudowy, to postkomunistyczna Europa się jej opiera. Stąd żądanie, jak określiła to feministka Chantal Mouffe, pogłębienia demokracji poprzez „wyzwolenie" z tradycyjnego ucisku rodziny, religii, państwa narodowego na rzecz większej wolności „różnicy i ekspresji".

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA