Wyciek danych osobowych nawet milionów obywateli z bazy danych PESEL, o którym poinformowano pod koniec sierpnia, powinniśmy traktować jako poważne ostrzeżenie przed przyjętą przed laty formułą informatyzacji wymiaru sprawiedliwości. Niezależnie bowiem od tego, co tak naprawdę się wydarzyło, niezależnie od tego, że ostatecznie do żadnego nieuprawnionego wycieku nie doszło, widać, że nie ustrzeżono się błędów już na etapie projektowania systemu elektronicznej egzekucji komorniczej. Automatyczny dostęp do bazy PESEL w zestawieniu z wchodzącymi w życie przepisami o elektronicznym zajęciu komorniczym, a także wraz z uruchomieniem systemu centralnej informacji o rachunkach bankowych, to potężne narzędzia prawne i informatyczne udostępnione komornikom, które z pewnością podniosą skuteczność prowadzonych postępowań, ale mogą też stać się przyczyną niepożądanych skutków ubocznych. Narzędzia informatyczne są bowiem zazwyczaj obosieczne: zyskując dzięki nim w jednym miejscu, zazwyczaj tracimy w innym. Każdy projektant złożonych systemów informatycznych musi o tym pamiętać, tak samo jak o tym, że jego zadaniem jest przeprowadzenie rachunku potencjalnych korzyści i strat, że nie wolno mu tracić z oczu potencjalnych zagrożeń.
E-sąd dobry dla korporacji
Można tu przywołać przykład sądu elektronicznego. Jego utworzenie miało przyspieszyć i uprościć dochodzenie roszczeń w sprawach prostych, niewymagających rozbudowanego postępowania dowodowego, a w konsekwencji odciążyć tradycyjne sądy, coraz gorzej radzące sobie z lawiną wnoszonych pozwów. Statystyki miała poprawić szczególnie możliwość wnoszenia, w sposób całkowicie zautomatyzowany, tzw. pozwów masowych. Ilość wydanych nakazów zapłaty świadczy o tym, że założony cel został osiągnięty, pojawiły się jednak owe niepożądane skutki uboczne (które zresztą można było z łatwością przewidzieć).
Wykreowano bowiem cały rynek roszczeń przedawnionych, drobnych należności, których dochodzenie przed tradycyjnym sądem nie bardzo się opłacało, a e-sąd umożliwiał ich dochodzenie hurtowo, co z pewnością dobrze wyglądało w raportach kwartalnych wierzycieli, nie przysłużyło się jednak dobrze autorytetowi wymiaru sprawiedliwości.
Zautomatyzowany charakter EPU, brak wymagań formalnych na etapie wnoszenia pozwu, przesądzał o widocznej gołym okiem dysproporcji, o przewadze powoda nad pozwanym. Jeśli dodać, że „powodem masowym" była potężna korporacja, a pozwanym szary obywatel, to nie może dziwić powszechne przekonanie, że e-sąd działa kosztem zwyczajnych ludzi, którzy nie mają odpowiednich narzędzi, aby podjąć skuteczną obronę swoich spraw. Niezależnie od tego, na ile było ono prawdziwe, ostateczny bilans działalności e-sądu wydaje się mocno dyskusyjny. Można wątpić, czy zadowolenie „powodów masowych" z odzyskanych wierzytelności jest wystarczającym zyskiem wobec kosztów społecznych, jakie wymiarowi sprawiedliwości przyszło zapłacić. Zaufanie społeczne nie jest wartością odnotowywaną w księgach rachunkowych, to jednak niewątpliwie realny kapitał, wielki choć niewymierny. I łatwo go roztrwonić.
Trudno zatrzymać procedurę
Czy informatyzacja postępowań egzekucyjnych stwarza podobne zagrożenia? Można przypuszczać, a jest to przypuszczenie oparte na opisanych doświadczeniach, że tak, że zadziała tu ten sam czynnik automatyzacji procedur wynikający z eliminacji, na pewnych etapach postępowania, czynnika ludzkiego. Sama automatyzacja zakłóca równowagę szans stron postępowania, rozumianą jako dostęp do tych samych lub porównywalnych narzędzi prawnych, dających, na równych zasadach, możliwość dochodzenia i obrony swoich praw. Z doświadczenia wiadomo, jak bardzo trudno, ile wiedzy i czasu potrzeba poświęcić, aby zatrzymać raz uruchomioną procedurę. Dotyczy to także postępowań komorniczych – egzekucja świadczeń wynikających z fałszywych wyroków nieistniejących sądów polubownych jest tego najbardziej spektakularnym przykładem. Jeśli na tradycyjną bezwładność polskiego wymiaru sprawiedliwości nałoży się bezwładność uruchomionego automatu, skutki mogą się okazać bardzo poważne.