Mimo to prawdopodobnie znaczna część prawników praktykująca w sprawach rozwodowych spotkała się działaniami sądu, które mniej zdają się mieć wspólnego z obowiązkiem nałożonym nań w art. 10 k.p.c., a więcej z tak namolnym namawianiem do zrezygnowania z dochodzenia winy drugiego małżonka, iż nietrudno pomylić je z chęcią „odfajkowania" sprawy w statystyce. Niestety, często w oderwaniu od okoliczności sprawy i faktu, że po drugiej stronie sędziowskiego stołu stają nie liczby, lecz ludzie z krwi i kości, dla których rozwód często jest nie tylko symbolem nowej drogi życiowej, ale także sposobem na uporanie się z przeszłością.
Choć przyjmuje się, że do obarczenia małżonka współwiną za rozpad małżeństwa wystarczy 1 proc. jego wkładu własnego w ten stan rzeczy, w niektórych sytuacjach trudno dziwić się komuś, kto zmierza do ustalenia winy drugiej strony i podjęcia ryzyka, że także on sam może być nią obarczony.
Zdarza się też w praktyce, że okoliczności sprawy z definicji niemalże wykluczają zasadność nakłaniania stron do mediacji, np. stwierdzone wyrokiem sądu karnego lub chociażby opisane i poparte dowodami w akcie oskarżenia znęcanie się nad członkiem lub członkami rodziny, nadużywanie lub uzależnienie od alkoholu lub innych substancji i stanów, udokumentowane przypadki pobić, zdrad czy nadużyć finansowych zmierzających do uszczuplenia wspólnego majątku. Mimo to w niektórych sprawach, na każdej niemal rozprawie sąd w najlepszym wypadku pyta, czy strony zmieniły zdanie co do mediacji i widzą możliwość zawarcia ugody, w najgorszym zaś – wygłasza regularne, długie tyrady o wyższości zgody nad jej brakiem oraz uwagi na temat tego, że z rozwodem jest tak jak z maturą: po latach ważne jest tylko to, aby ją mieć, niezależnie od otrzymanych ocen.
Czy rzeczywiście tak jest?
Rozstanie z małżonkiem to często głęboka rana, której zagojenie się wymaga czasu, ale też przeżycia straty i pogodzenia się z nią. Ono zaś możliwe jest także za sprawą zrozumienia, gdzie popełniony został błąd, czy winne mu są obie strony, czy też wyłącznie jedna z nich. Rozwód to zatem dla wielu osób nie tylko papierek niezbędny do powrotu do dawnego nazwiska czy gruba kreska oddzielająca wczoraj od jutra, lecz przede wszystkim sposób na rozliczenie się z przeszłością. Często także z partnerem. Po co? Dla samego siebie.