Te środki to nadużywanie drobnych uchybień czy luk prawnych do mnożenia sporów, prowadzenia prawniczej i wręcz politycznej gry. Pokazał to spór o Trybunał, na szczęście jakoś wreszcie wygaszany, a teraz tę szkodliwą metodę widać w kolejnej odsłonie sporu PiS z sądami.
Jeszcze niedawno nikomu by nie przyszło do głowy, aby kwestionować wybór pierwszej prezes SN Małgorzaty Gersdorf, wybranej wszak przed trzema laty. Ale nikomu by nie przyszło też do głowy, by przed sądem cywilnym kwestionować wybór obecnej prezes Trybunału. Tymczasem trójka sędziów Sądu Apelacyjnego na to wpadła i zwróciła się do Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie, czy sąd powszechny jest władny ocenić umocowanie „osoby powołanej" na stanowisko prezesa TK.
SA prawi w uzasadnieniu pytania o rzekomym precedensie, i o tym, że może mieć to znaczenie dla innych spraw. Jakby liczył na nieustający spór. Czy to nie jest wyciąganie miecza?
To niejedyna dziwna aktywność sądów, że wspomnę przeciągane sądowych wątpliwości, czy prezydent mógł ułaskawiać Mariusza Kamińskiego. Sama prezes SN też nie szczędziła słów krytyki dla poczynań PiS. Nie dziwi więc, że teraz wielu łączy wniosek posłów PiS z tymi zachowaniami. On sami mówią, że na wątpliwości prawne trafili, przyglądając się statusowi prawnemu prezes SN.
Nie twierdzę, że sędziowie mają siedzieć cicho wobec tak ważnych kwestii jak reformy sądownictwa, a może czasem zakusy na jego niezależność, ale nie mogą zachowywać się i wypowiadać jak politycy. Muszą ostrożniej dobierać środki, by nie powiedzieć: broń.