Różnice systemowe i kulturowe między Kanadą a Polską, zwłaszcza po II wojnie światowej, spowodowały zupełnie inne podejście do wykorzystywania zasobów ludzkich. W Kanadzie wykształcenie wyższe było dostępne jedynie dla ludzi bogatych z uwagi na wysokie czesne na wyższych uczelniach lub dla wybitnych intelektualnie młodych ludzi, którzy mogli liczyć na stypendium. Pozycja społeczna, materialna i zawodowa osób z wyższym wykształceniem była zawsze znaczniejsza niż osób z wykształceniem zawodowym czy maturą. Dlatego w organizacji pracy sędzia, inżynier, lekarz czy adwokat zawsze mieli do pomocy personel, sekretarkę, asystenta, kreślarzy bądź pielęgniarkę. Czas pracy szefa był bowiem wielokrotnie droższy niż jego pomocników. W Polsce było inaczej, a wyższe wykształcenie nie gwarantowało wyższego wynagrodzenia. Nie było komputerów, adwokat dyktował pisma maszynistce, asystenci pomagali szukać wyroków i precedensów prawnych czy analizować przepisy i orzecznictwo.
Szkoda czasu i pieniędzy
Minęło prawie 26 lat od zmiany systemu w Polsce, a niewiele się zmieniło w działaniu publicznych urzędów. Doktor czy sędzia nadal zajmują się sprawami, które bez żadnego problemu może wykonywać personel pomocniczy. Ciągle nie ma ducha zmian w administracji, które są już prawie powszechne w organizacji pracy prywatnej – tu działalność merytoryczna na wysokim poziomie jest ceniona wielokrotnie wyżej niż prosta pomoc.
W mojej prowincji ciężar prowadzenia spraw w sądownictwie przerzuca się na strony lub ich pełnomocników. W początkowym stadium najprostszego sporu w Kanadzie nie jest angażowany sędzia. Trudno mi zrozumieć, dlaczego w Polsce sędzia decyduje o zwolnieniu od kosztów sądowych. Zakładając, że wymagany jest do zwolnienia wypełniony formularz o wysokości dochodów, czy nie szkoda czasu sędziego na sprawdzanie, czy występujący o zwolnienie obywatel jest rzeczywiście do tego uprawniony? „Sąd może odebrać od osoby ubiegającej się o zwolnienie od kosztów sądowych przyrzeczenie...". Dlaczego sąd? Czy nie zlecić tych spraw pracownikowi sekretariatu? Przy tym jest nagminne, z tego, co wiem, że prawdziwość tych oświadczeń bywa wątpliwa. Dlaczego sędzia ma sprawdzać wiarygodność oświadczeń? Brakuje w Polsce instrumentu składania oświadczeń w tych, ale i innych sprawach, które obostrzone byłyby odpowiedzialnością karną. Grzywna 1000 zł nie wszystkich może zmusić do szczerości. W Kanadzie i USA jest obowiązek złożenia oświadczenia pod przysięgą (affidavit), które ma zawierać wyłącznie prawdziwe informacje. W razie fałszywych oświadczeń jest sankcja jak za składanie fałszywych zeznań podatkowych. Wydaje się, że po wprowadzeniu sankcji karnych, jak np. w PIT, mniej osób zaryzykuje, a sędzia byłby odciążony od decydowania o tym incydentalnym dla meritum procesu wniosku.
Sędziowie wypełniają arkusze statystyczne i sprawozdawcze. Co to ma wspólnego z orzekaniem? Dlaczego nie można tego zlecić pracownikowi, który takie sprawozdania robiłby dla całego wydziału? Po pierwsze, wynagrodzenie takiego pracownika będzie wielokrotnie niższe niż sędziego. Po drugie, sędzia nie będzie musiał odrywać się od spraw merytorycznych, co moim zdaniem przyspieszy i poprawi jakość jego pracy.
W mojej praktyce adwokackiej w Kanadzie wszystkie sprawy niemerytoryczne załatwia sekretarka. Tak samo sędziowie praktycznie nie wykonują żadnych czynności administracyjnych.