Niemal rok temu rozmawiałem z jednym z biskupów na temat kryzysu politycznego w Polsce. Na pytanie, dlaczego Kościół hierarchiczny nie zabiera głosu, m.in. w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, biskup odpowiedział mniej więcej tak: „Chyba za bardzo zaangażowaliśmy się w kampanii po jednej stronie i trochę nie wypada".
Odczucia takie ma nie tylko ów hierarcha, ale duża część społeczeństwa. W powszechnym odbiorze Kościół zawiązał swego rodzaju sojusz z partią rządzącą. Potwierdzeniem tego mają być wypowiedzi niektórych hierarchów, a także fakt, że członkowie rządu oraz politycy PiS bardzo często zapraszani są na różne uroczystości religijne, podczas których – niemal na takich samych prawach jak biskupi – przemawiają do wiernych.
Trzeba przyznać, że z problemem tym Kościół boryka się od początku lat 90. Wydaje się, że biskupi mają pewną blokadę przed upominaniem polityków, iż zbyt często podpierają się ich autorytetem, co w konsekwencji prowadzi do tego, że Kościół traktowany jest jako jeden z czynnych uczestników polityki. Tymczasem problem leży gdzie indziej: to politycy wykorzystują Kościół do swoich celów, a w wielu przypadkach, powołując się na jego nauczanie, zwyczajnie wyborców oszukują.
Ostrzeżenie z Opola
Niektórzy hierarchowie zdają sobie z tego sprawę. Przykładem choćby niedawne wystąpienie biskupa opolskiego Andrzeja Czai na spotkaniu z dziennikarzami „Gościa Niedzielnego". Hierarcha, relacjonując problem związany z projektem powiększenia granic miasta Opola kosztem części sąsiadujących gmin, mówił, że w tej sprawie rządzący nie liczą się z głosem społeczeństwa.
„To jest duży dramat i problem. Mówię o tym dlatego, żebyśmy mieli świadomość, że nie jest tak, jak przeciętny obywatel myśli, że skoro PiS jest przy władzy, to właściwie Kościół rządzi – tłumaczył. – Niektóre posunięcia ludzi z PiS są nie do przyjęcia. O ile PO deptało czy sprzedawało pewne wartości, to mam wrażenie, że teraz niektórzy ludzie z PiS depczą ludzką godność i w ogóle się nie liczą z tym, co człowiek myśli, jakie ma pragnienia, potrzeby i – przede wszystkim – jakie ma prawa. To dla nas, wszystkich ludzi Kościoła, sygnał, żebyśmy byli roztropni i nie dali się uwieść. Żebyśmy nie szli w kierunku faworyzowania jakiejś opcji politycznej, programu politycznego, a już tym bardziej – partii politycznej. (...) Jeżeli nie zdystansujemy się do pewnych pociągnięć obecnie rządzących – tak jak robiliśmy to wcześniej – i jeśli nie będziemy pilnować elementarnej prawości i uczciwości, praw ludzkich, godności człowieka, to będą wiązać nas z PiS. Kiedyś przyjdzie inna władza i może to pójść w skrajnie inną stronę. A może pójść na zasadzie »odbicia« – jeśli tak dalej będzie".