Patologie szkolnictwa wyższego

Państwo powinno skutecznie eliminować uczelnie nieuczciwe

Publikacja: 19.09.2017 18:50

Przygotowana przez wicepremiera Jarosława Gowina tzw. ustawa 2.0 ma poprawić jakość szkolnictwa wyżs

Przygotowana przez wicepremiera Jarosława Gowina tzw. ustawa 2.0 ma poprawić jakość szkolnictwa wyższego

Foto: Fotorzepa, Jacek Bednarczyk

Trwa ożywiona debata na temat przyszłości polskiego szkolnictwa wyższego, związana z zamierzonymi na najbliższe lata poważnymi reformami systemu polskiej edukacji wyższej. Dość powszechnie i od dawna podzielane w środowisku naukowym jest przekonanie o konieczności takich radykalnych zmian, i to z kilku przyczyn.

Po pierwsze, niskie miejsce w światowych rankingach uczelni nie zaspokaja naszych ambicji. Po drugie, kształcenie absolwentów i prowadzenie badań naukowych nie odpowiadają potrzebom i wymogom nowoczesnej gospodarki. Po trzecie wreszcie, system funkcjonowania uczelni i zarządzania nimi w niewielkim stopniu realizuje ambicje i potrzeby rozwojowe młodszych pokoleń pracowników nauki.

Co zmieni ustawa 2.0?

Jesteśmy w przededniu zmian legislacyjnych. Przygotowywana od wielu miesięcy przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego tzw. ustawa 2.0 przynajmniej w jakimś stopniu ma uleczyć nasze uczelnie z powszechnie dostrzeganych słabości. Dlatego warto właśnie teraz zwrócić uwagę na kilka fundamentalnych dylematów, które trzeba rozstrzygnąć, przygotowując szczegółowe rozwiązania instytucjonalne. Warto także mieć świadomość, że regulacje tylko stopniowo będą w stanie zmienić kulturową charakterystykę środowiska naukowego, która stanowi podłoże wielu patologii i słabości szkolnictwa wyższego.

Masowe czy elitarne?

Pierwszy z dylematów to wybór pomiędzy masowością a elitarnością kształcenia. Po 1989 roku zrobiony został olbrzymi postęp w dziedzinie masowości – kosztem ogromnego zróżnicowania poziomu nauki i jakości absolwentów. Często cytowane są przykłady różnych patologii w zakresie jakości kształcenia w publicznych i niepublicznych uczelniach. Słusznie czy nie, częściej przypisuje się je jednak sektorowi prywatnemu.

Wielkim błędem byłaby próba podniesienia jakości kształcenia poprzez ograniczenie dostępności wykształcenia wyższego i forsowanie wyłącznie elitarnego modelu studiów. Za taką przestrogą przemawia co najmniej kilka poważnych argumentów.

Po pierwsze, zachodzące obecnie zmiany technologiczne prowadzą do sytuacji, w której zanikają zawody i stanowiska pracy wymagające „średnich" kwalifikacji, a pojawiają się nowe, wymagające kwalifikacji na poziomie wyższym. W perspektywie 50 lat stosunkowo łatwo można sobie wyobrazić sytuację, w której wszyscy zatrudnieni w krajach rozwiniętych będą potrzebowali jakiejś formy wyższego wykształcenia. Problemem pozostanie jedynie elastyczne i adekwatne reagowanie uczelni na potrzeby rynku pracy.

Po drugie, szybko rosnąca klasa średnia (m.in. przedsiębiorcy i samozatrudnieni) potrzebuje kwalifikacji na poziomie wyższym. Po trzecie wreszcie, obecny potencjał polskiego szkolnictwa wyższego nie stwarza możliwości rzeczywiście elitarnego kształcenia znaczącej liczby studentów. Elitarność oznacza w naszej sytuacji: „znacznie mniej i niewiele lepiej". Efektem może być utrwalenie potencjału polskich uczelni na niskim poziomie. A ten potencjał jest niezastępowalnym silnikiem zarówno humanistycznego rozwoju społeczeństwa, jak i gospodarki. Polsce potrzebne jest tak samo kształcenie masowe, jak elitarne, ale naprawdę „elitarne" – na początek w takim zakresie, w jakim to dziś możliwe, a z czasem przez jego stopniowe rozszerzanie.

Równe czy różnorodne?

Kolejny dylemat dotyczy akceptacji stopnia zróżnicowania uczelni przez sprawujących władzę. Trzeba zaakceptować „oczywistą oczywistość", że jak uczelnia uczelni, tak dyplom dyplomowi nierówny. Zaufajmy rynkowi, który z powodzeniem wycenia kwalifikacje i instytucje (w tym przypadku uczelnie), które je produkują i certyfikują. Jest miejsce na uczelnie lepsze i gorsze, o profilu zawodowym i badawczo-akademickim, szerszym i węższym. Próba administracyjnego wyrównywania jakości dyplomów, choćby poprzez narzucenie równego czasu zajęć na uczelniach, może poprawić jakość najsłabszych absolwentów w bardzo ograniczonym zakresie.

O sukcesie lub niepowodzeniu reformy zadecydują same uczelnie, podobnie jak o sukcesie gospodarki czy jej sektorów decydują indywidualne przedsiębiorstwa, a nie mityczne „resorty". Uczelnie, także państwowe, powinny posiadać maksymalną swobodę kształtowania swojego profilu, swoich strategii i praktyk działania. W procesie konkurencji o studentów i ich pieniądze (lub związane z nimi dotacje), o środki na badania i inwestycje będą wygrywały najlepsze strategie i „dobre praktyki". Te zaś będą naśladowane przez innych, dzięki czemu cały system będzie poprawiał i podnosił swoją efektywność. Miarą efektywności jest zdolność pozyskiwania i stosowania najwartościowszych zasobów: najlepszych kandydatów na studia, najzdolniejszych pracowników nauki, sprawnych administratorów oraz wszelkiego rodzaju grantów celowych, zwłaszcza badawczych.

Szkolnictwo wyższe jest i musi pozostać ważnym obszarem działalności regulacyjnej i polityki państwa. Zakres tej ingerencji z jednej strony nie powinien ograniczać swobody działania i akademickiej przedsiębiorczości kierownictw uczelni. Z drugiej jednak państwo powinno skutecznie eliminować z rynku edukacyjnego uczelnie nieuczciwe, oferujące usługi szkodliwe dla nabywców (absolwentów), czyli wyposażające ich w niepełne lub wręcz fałszywe kompetencje potwierdzone dyplomami. Dyplomy te są rozpoznawane i wyceniane nie tylko w kraju, ale i na międzynarodowych rynkach.

Lokalne czy międzynarodowe?

Trzeci dylemat, przed którym stoją reformatorzy polskiego szkodnictwa wyższego, dotyczy wyboru jego orientacji – narodowej, lokalnej czy międzynarodowej? Szkolnictwo wyższe na świecie doświadcza wielkiej wędrówki ludów. Miliony młodych przedstawicieli rodzących się klas średnich wywodzą się z krajów niedysponujących odpowiednim potencjałem w dziedzinie edukacji wyższej. Oni chcą i mogą studiować za granicą. Także w krajach o wysokim potencjale naukowym i edukacyjnym międzynarodowe wykształcenie uzyskane w kilku krajach staje się pożądaną normą. Dla wielu państw kształcenie zagranicznych studentów staje się szybko rosnącą gałęzią eksportu o najwyższej możliwej wartości dodanej.

Światowa nauka jest globalną siecią. Najciekawsze wyniki są rezultatami międzynarodowych badań wzbudzających globalny rezonans. Pracownicy nauki i wykładowcy przemieszczają się między ośrodkami naukowymi często zlokalizowanymi w odległych geograficznie miejscach. Funkcjonują jednocześnie w kilku krajach. Sam doświadczyłem tego, pracując równolegle w Polsce, we Francji i w USA.

Wszystko wskazuje na to, że umiędzynarodowienie szkolnictwa wyższego będzie się nasilać i Polska musi być na to gotowa. Inaczej nie spełnią się nasze ambicje rozwoju opartego na innowacjach i na wiedzy. Oznacza to potrzebę ułatwienia uczelniom przestawienia się w coraz większej mierze na anglojęzyczny tryb funkcjonowania oraz nadrobienia zaległości w zakresie pozyskiwania zagranicznych studentów, z możliwie zróżnicowanych destynacji, i zagranicznych wykładowców.

Po to jednak, by uruchomić te procesy na dużą skalę, konieczne jest uwiarygodnienie polskiego szkolnictwa wyższego w oczach świata. Wiedzie ku temu celowi kilka najważniejszych ścieżek: poprzez międzynarodowe akredytacje programów nauczania i uczelni, dzięki publikacjom polskich uczonych w międzynarodowych czasopismach naukowych, poprzez aktywny i widzialny udział polskich badaczy i polskich uczelni w międzynarodowych sieciach i przedsięwzięciach naukowych, programach badawczych, konferencjach, organizacjach naukowych itp. Znaczący postęp w tych obszarach zdecydowanie wymaga instytucjonalnego i finansowego wsparcia władz.

Komu potrzebne są uczelnie?

Najważniejszy jednak dylemat reformy szkolnictwa wyższego dotyczy jej filozofii, czyli sposobu postrzegania tego sektora i jego roli w społeczeństwie, i tym samym wszystkich poruszonych powyżej zagadnień. Z jednej strony rysuje się bowiem odziedziczony po socjalizmie obraz szkolnictwa wyższego jako dostarczyciela bezpłatnego przywileju socjalnego, czyli swoistej formy „konsumpcji zbiorowej". Z drugiej zaś, wizja sektora „urynkowionego", w który zarówno poszczególni obywatele, jak i państwo inwestują w nadziei uzyskania konkretnych korzyści i wyższych dochodów.

Pierwsza z tych „filozofii" była realizowana z pewnym powodzeniem w PRL-u, chociaż – wskutek notorycznych oszczędności na konsumpcji – w skali poniżej społecznych oczekiwań i aspiracji. Realizacja tej wizji jest konceptualnie stosunkowo prosta. Wymaga wydzielenia określonej puli środków na kolejne świadczenia socjalne, jakimi są edukacja wyższa i prowadzone w jej ramach badania naukowe, oraz powrotu do rozwiązań instytucjonalnych i zarządczych zbliżonych do tych z PRL-u. W XXI wieku jest to rozwiązanie samobójcze, ale możliwe, i jak sądzę, niepozbawione społecznego wsparcia, pod warunkiem odpowiedniego „podrasowania" towarzyszącej mu retoryki.

W przedstawionych powyżej uwagach opowiadam się za rozwiązaniami, które składają się na tę drugą, urynkowioną wizję szkolnictwa wyższego. Jej realizacja wymaga jednak traktowania uczelni jako swoistych hybryd biznesowo-misyjnych, w których wartościami są zarówno menedżerska sprawność, jak i szersze cele społeczne i kulturowe. ©?

Autor jest profesorem zarządzania, dwukrotnie wybierany na dziekana Wydziału Zarządzania UW, wykładał m.in. we Francji i w USA. W 1993 r. założył prywatną uczelnię – Akademię Leona Koźmińskiego i został jej rektorem. Obecnie pełni rolę prezydenta tej uczelni.

Trwa ożywiona debata na temat przyszłości polskiego szkolnictwa wyższego, związana z zamierzonymi na najbliższe lata poważnymi reformami systemu polskiej edukacji wyższej. Dość powszechnie i od dawna podzielane w środowisku naukowym jest przekonanie o konieczności takich radykalnych zmian, i to z kilku przyczyn.

Po pierwsze, niskie miejsce w światowych rankingach uczelni nie zaspokaja naszych ambicji. Po drugie, kształcenie absolwentów i prowadzenie badań naukowych nie odpowiadają potrzebom i wymogom nowoczesnej gospodarki. Po trzecie wreszcie, system funkcjonowania uczelni i zarządzania nimi w niewielkim stopniu realizuje ambicje i potrzeby rozwojowe młodszych pokoleń pracowników nauki.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej