Jak określić system polityczny, w którym obecnie żyjemy? Bo przecież nie jest on już liberalną demokracją, do której byliśmy przyzwyczajeni przez ostatnie ćwierćwiecze, ale nie jest jeszcze autorytaryzmem w stylu Putina czy Erdogana. Najtrafniej opisuje stan obecny termin „hybrydowa dyktatura".
Nie mają racji ci, którzy twierdzą, że w Polsce demokracja ma się obecnie dobrze, a nawet, że jest dziś wreszcie w pełni rozwinięta. Bo prawdą jest, że obecny model państwa zaczyna znacząco odbiegać od tego, co zwykło się w politologii określać jako demokrację liberalną, czyli ten kształt ustroju, z jakim mamy do czynienia na Zachodzie. Konstytuują go trójpodział władzy, obecność wolnych i zróżnicowanych mediów, zasady tolerancji i inkluzji wpisane do ustaw i przestrzegane przez rządzących, wolna i niezależna od państwa gospodarka, świeckość instytucji publicznych. Czegoś takiego w Polsce obecnie nie ma (inna sprawa, że nigdy nie było na pełną skalę). Ale widać wyraźnie, że obecna ekipa rządząca odchodzi, gdzie tylko może, od tych zasad i łamie je mniej czy bardziej świadomie.
Nie znaczy to, że zupełnie nie odwołuje się do głosu ludu. Wprost przeciwnie – wszędzie podkreśla, że działa w interesie suwerena i spełnia jego wolę. Tyle tylko, że od kilkuset lat nie określa się mianem demokracji systemów, których jedynym kryterium jest zgodność ich polityki z mniemaniami ludu. Tak było kiedyś, w starożytności. Obecnie za demokratyczne uchodzą te ustroje, które obok kryterium uzależnienia poczynań władzy od zapatrywań demosu uwzględniają także rządy prawa, poszanowanie praw mniejszości, działalność trzeciego sektora itp. Żaden ustrój nie jest demokracją tylko dlatego, że spełnia wolę ludu. Teoria demokracji dokładnie to definiuje. Demokratyczne nie jest bowiem skazywanie pedofilów czy morderców na lincz, nawet jeśli większość bardzo by sobie tego życzyła.
Dlatego nie można się zgodzić z tymi, którzy są zachwyceni postępującą demokratyzacją naszego systemu, mimo że rząd nie wpuszcza do kraju uchodźców, zaostrza kodeksy karne, walczy z elitami. Czyli robi to, czego chce demos. Wydawać by się mogło, że nie ma bardziej demokratycznego ustroju niż obecny. Przecież spełnia on marzenia większości. Ale nie spełnia definicji stawianych przed liberalnymi demokracjami państw zachodnich.
Nie mają jednak racji i ci, którzy widzą w naszym kraju reżim porównywalny z Putinowskim czy Erdoganowskim. To drugi błąd w opisywaniu tego, z czym mamy do czynienia w kraju nad Wisłą. Bo jednak z faktu, że nie mamy już u siebie liberalnej demokracji, nie wynika, że pogrążyliśmy się we wschodnim autorytaryzmie. Naprawdę trzeba być zaślepionym ideologicznie, by widzieć w działaniach naszego państwa to, co jest codzienną praktyką w Rosji, Turcji czy na Białorusi. W Polsce nie są mordowani działacze społeczni, opozycjoniści nie gniją w więzieniach, a intelektualiści nie muszą szukać schronienia za granicą. Nie jest zatem ustrój naszego kraju tym, co chcieliby w nim widzieć najbardziej głośni aktywiści KOD czy Obywateli RP. Nie, nie jesteśmy wschodnią satrapią, a Kaczyński nie jest Łukaszenką.