Od dwóch lat ustawa zasadnicza de facto traciła na znaczeniu. Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zwykle nic dobrego na jej temat do powiedzenia nie mieli. Obrót spraw w konflikcie o KRS i Sąd Najwyższy zmienił reguły konstytucyjnej gry.
Prezydent Andrzej Duda podwójnym wetem przywrócił powagę Konstytucji z 1997 r. Co ciekawe, jednocześnie pogłębił podziały zarysowujące się po stronie zwolenników PiS, jak i manifestujących przeciwko „reformie" wymiaru sprawiedliwości.
Dwie prędkości
Niektórzy komentatorzy snuli dywagacje o makiawelicznych „ustawkach". Rywalizacja pomiędzy premierem a prezydentem na orędzia, oświadczenie rzecznika rządu, że „trudno zrozumieć decyzję pana prezydenta o zawetowaniu ustaw o SN i KRS", i inne komentarze z wnętrza PiS pokazują, że na prawicy istnieje pęknięcie, które radykalizm proponowanych zmian w sądownictwie wydobył na światło dzienne – a weto pogłębiło. Podział na umiarkowanych i rewolucjonistów w parlamencie został spacyfikowany (słynny gest Jarosława Gowina). Jednak rezonuje w publicystyce. Tygodniki prawicowe rozłupał spór o „reformę". Idea faktycznego zniesienia trójpodziału władzy, niechlujstwo legislacyjne, niezrozumiały pośpiech budziły opór.
Podwójne weto ujawniło prawicę „dwóch prędkości". Uosobieniem obozu umiarkowanego stała się Zofia Romaszewska, której autorytetu, nie tylko na prawicy, niepodobna kwestionować. Z Polski Razem wyciekają informacje o planach poparcia prezydenckiego weta.
Nie zmienia to faktu, że rewolucjoniści z PiS ex definitione nie zwracają uwagi na opory umiarkowanych. Podczas prac legislacyjnych nie cenili zbytnio dyskusji merytorycznej ani procedur sejmowych. Nawet własne błędy w sztuce stanowienia prawa tłumaczą walką z postkomunizmem czy imposybilizmem. A w sytuacji podziału „my" kontra „oni" pod ręką znajduje się słowo „zdrajca".