Wszystkie wojny na szczytach PiS

W obozie władzy widać już pierwsze pęknięcia.

Aktualizacja: 18.05.2016 17:02 Publikacja: 17.05.2016 19:11

Jarosław Kaczyński (z lewej) i Andrzej Duda podczas inauguracji rządu PiS w listopadzie 2015 roku. O

Jarosław Kaczyński (z lewej) i Andrzej Duda podczas inauguracji rządu PiS w listopadzie 2015 roku. Od tego czasu stosunki między politykami mocno się skomplikowały.

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Mija właśnie pół roku od utworzenia rządu PiS, a także rok od sensacyjnej wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Ten czas wystarczył, by w obozie władzy pojawiły się pierwsze pęknięcia.

Zaraz po przejęciu władzy Jarosław Kaczyński tak poprowadził wojnę o Trybunał Konstytucyjny, by pani premier i prezydent musieli stanąć po stronie kontrowersyjnych działań PiS. Zgodnie z jego zamierzeniem zablokowało to Beacie Szydło i Andrzejowi Dudzie możliwość flirtowania z centrolewicowymi elitami i umiarkowanym elektoratem. Ale nie stało się receptą na jedność obozu PiS.

Wobec braku koalicjanta i przy słabej opozycji elita PiS – centrala partii z jej prezesem, rząd i Kancelaria Prezydenta – zajęły się wewnętrzną walką o władzę i pozycję.

Prezydent łamie umowę

Umowa miała być taka. Po powrocie na początku kwietnia z USA prezydent Andrzej Duda ogłasza się ojcem narodu i proponuje kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Oczywiście ów „kompromis" wysmażył wcześniej Jarosław Kaczyński i podsunął go prezydentowi.

Obmyślone w centrali PiS rozwiązanie nie polega na zaprzysiężeniu trzech wybranych pod koniec rządów Platformy sędziów TK ani na wydrukowaniu zaległych orzeczeń Trybunału. Wprowadza za to inne rozwiązania, które umożliwiają uruchomienie TK i uznawanie przez władze jego kolejnych orzeczeń – choćby zmianę definicji pełnego składu, tak aby obecnych 12 sędziów za takie grono zostało uznanych.

Ale gdy Duda wraca z Ameryki, dokonuje zdumiewającego zwrotu. Podczas hucznie obchodzonej rocznicy Smoleńska wygłasza przemówienie, które nawołuje do pojednania, choć Kaczyński domaga się rewanżu. Jednocześnie odmawia angażowania się w sprawę Trybunału, uznając, że na tym konflikcie traci wizerunkowo i chce się od niego trzymać jak najdalej. Potem w telewizyjnym wywiadzie oświadczy: – Rozwiązanie problemu TK nie jest moim zadaniem. Problem zaczął się w Sejmie i to Sejm musi go rozwiązać.

Kaczyński nie wścieka się, to nie w jego naturze. Jest zdumiony. To wtedy zapada decyzja, by niespodziewanie, w piątek przed długim majowym weekendem, PiS złożyło w Sejmie projekt nowej ustawy o TK, w której zapisano rozwiązania proponowane pierwotnie Dudzie.

– W relacjach Kaczyńskiego z Dudą powiało chłodem. Po raz pierwszy stało się tak, że obaj panowie się na coś umówili, a Duda się z tego wycofał. To będzie miało duże znaczenie w ich dalszych relacjach – twierdzi bliski współpracownik Kaczyńskiego.

W PiS narastają teorie spiskowe, w których szarą eminencją, popychającą prezydenta do starcia z Kaczyńskim, jest pierwsza dama Agata Kornhauser-Duda. Wspomagać ją mają spece od wizerunku pracujący niegdyś dla PiS, a dziś dla prezydenta – Bogdan Szczesiak oraz Marek Kochan. Ich celem ma być odseparowanie prezydenta od kontrowersyjnych działań prezesa PiS, żeby umożliwić mu starania o drugą kadencję.

Kaczyński o otoczeniu Dudy mówi źle – i w nieoficjalnych rozmowach, i w wywiadach prasowych.

– Chyba bardzo go bolą te opowieści, że może być od kogoś zależny, jego otoczenie jakoś wyjątkowo to przeżywa – mówił prezes PiS w wywiadzie dla prawicowego tygodnika „wSieci". – Tam dbałość, by być oddzielnie, samodzielnie, autonomicznie, jest bardzo silna. Ja to zaakceptowałem, choćby dlatego, że nie miałem innego wyjścia. Ale w związku z tym proszę mnie nie wiązać z tym, co tam się dzieje, bo tego związku nie ma.

Oczywiście prezydent jest – jak mówią jego współpracownicy – „twardym pisowcem", a zatem wyznaje doktrynę polityczną Kaczyńskiego i podziela jego sposób widzenia większości polskich spraw.

Widać jednak wyraźnie, że zdał sobie sprawę, iż nie służy mu bezkrytyczne żyrowanie wszelkich decyzji Kaczyńskiego. W dodatku coraz bardziej doskwiera mu ostracyzm środowisk prawniczych, zwłaszcza uniwersyteckich. To cena, jaką płaci za udział w wojnie Kaczyńskiego z elitami.

Wojny między ministrami

Coraz bardziej szorstkie relacje Kaczyńskiego z Dudą to niejedyny kłopot obozu władzy.

Poważnie iskrzy też w samym rządzie. Wojny między sobą toczą ci ministrowe, którzy mają najsilniejszą pozycję polityczną. Minister skarbu Dawid Jackiewicz z wicepremierem Mateuszem Morawieckim – o strategię wobec państwowych spółek i wpływ na obsadę stanowisk. Koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński z szefem MSW Mariuszem Błaszczakiem o kontrolę nad sektorem bezpieczeństwa państwa. Szef MON Antoni Macierewicz z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą o wpływ na prokuraturę wojskową oraz na śledztwo smoleńskie.

Najnowsza wojna to konflikt niedawnych sojuszników w obsadzie spółek Skarbu Państwa. Dzięki Jackiewiczowi kontrolę nad PZU przejęli ludzie Ziobry, a pracę w spółce zależnej ubezpieczyciela dostała nawet żona ministra. Sielanka trwała krótko – dziś ziobryści są z PZU rękami Jackiewicza usuwani.

W dodatku rząd zaczyna przypominać to, co Kaczyński nazwał kiedyś „Polską resortową" – ministrowie opierają swe resorty na najwierniejszych współpracownikach, odcinając się od innych nurtów w partii. Przodują w tym Macierewicz, Kamiński i Ziobro – ich ministerstwa to udzielne księstwa, do których nawet Szydło nie ma pełnego dostępu.

Na efekty takiej hermetycznej polityki nie trzeba było długo czekać – Błaszczak powołał na komendanta głównego policji Zbigniewa Maja, bo Kamiński nie poinformował go, że CBA prowadzi sprawę korupcyjną, w której przewija się nazwisko policjanta.

O planach i działaniach Macierewicza członkowie rządu najczęściej dowiadują się z gazet. Zaś Ziobro obsadził wszystkie główne stanowiska w prokuraturze swoimi ludźmi, widowiskowo degradując nawet dawnych współpracowników Lecha Kaczyńskiego.

Co więcej – część członków rządu, zwłaszcza ci najostrzej walczący o władzę, praktycznie nie uznaje zwierzchnictwa pani premier, raportując bezpośrednio do Kaczyńskiego.

Miękka ręka pani premier

Wszystkie te zjawiska to efekt słabej pozycji politycznej Beaty Szydło i jej miękkiej ręki. Trwa zresztą nieoficjalny casting na następcę pani premier, bo ministrowie zdają sobie sprawę, że Kaczyński może ją wymienić w każdej chwili i pod byle pretekstem. On sam zresztą świadomie i regularnie wysyła do opinii publicznej – i do samej Szydło – takie sygnały. A to nazwie jej premierostwo „eksperymentem", a to cierpko oceni osiągnięcia rządu, a to przyjmie ją na oschłej audiencji liczonej w minutach, z której relacja wycieknie do gazet.

– Wyniki muszą zostać pod koniec roku podsumowane. Nie ma nic gorszego niż samozadowolenie, nie ma nic gorszego niż przekonanie, że wszystko idzie świetnie – rzuca publicznie prezes PiS.

Wbrew pozorom wcale nie musi to oznaczać rychłej rekonstrukcji rządu, o której w obozie władzy regularnie się spekuluje.

– Kaczyński ma taką metodę zarządzania. Jego krytyczne wypowiedzi mają służyć dyscyplinowaniu Szydło. Nawet, a może przede wszystkim, jeśli to krytyka nieuzasadniona – twierdzi nasz rozmówca zbliżony do kręgów władzy. – Ale wcale to nie musi oznaczać, że Kaczyński wkrótce odwoła Szydło.

Według naszych rozmówców podobnym celom służy lansowanie przez Kaczyńskiego wicepremierów Mateusza Morawieckiego i Piotra Glińskiego – obaj typowani są na następców Szydło. Lider PiS chce ich widowiskowo umocnić, powołując na wiceprezesów PiS, choć z partią do niedawna niewiele i jednego, i drugiego łączyło.

Pani premier świetnie zdaje sobie sprawę ze swej eksperymentalnej roli. Choć jest skazana na lojalność wobec Kaczyńskiego, to pozwala sobie na strofowanie jego faworytów.

Nie przypadkiem w tygodniku „wSieci" obsztorcowała niedawno Morawieckiego, tak chwalonego przez lidera PiS. – Trzymam kciuki za Mateusza Morawieckiego i za to, by udało mu się wprowadzić w życie to, co nam wszystkim zaprezentował. Ale czas przechodzić do konkretów, czas na efekty – oświadczyła.

Pod czujnym okiem prezesa

Lider PiS może tylko zacierać ręce, obserwując wyścigi swych pupili po władzę. Nie martwi go nawet bliska współpraca Szydło i Dudy, którzy w niepewnych politycznie czasach starają się pielęgnować wzajemną lojalność.

Wszak Szydło lider PiS może strącić w niebyt w każdej chwili. Zaś prezydent, który jest chroniony przed wolą Kaczyńskiego swą konstytucyjną kadencją, na razie niezależność wobec prezesa ćwiczy jedynie w gronie najbliższych współpracowników.

Mija właśnie pół roku od utworzenia rządu PiS, a także rok od sensacyjnej wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. Ten czas wystarczył, by w obozie władzy pojawiły się pierwsze pęknięcia.

Zaraz po przejęciu władzy Jarosław Kaczyński tak poprowadził wojnę o Trybunał Konstytucyjny, by pani premier i prezydent musieli stanąć po stronie kontrowersyjnych działań PiS. Zgodnie z jego zamierzeniem zablokowało to Beacie Szydło i Andrzejowi Dudzie możliwość flirtowania z centrolewicowymi elitami i umiarkowanym elektoratem. Ale nie stało się receptą na jedność obozu PiS.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej