Zamykanie Smoleńska

Jarosław Kaczyński wie, że emocje się kończą

Aktualizacja: 11.04.2018 13:53 Publikacja: 10.04.2018 19:25

Zamykanie Smoleńska

Foto: AFP

Osiem lat żałoby to odpowiedni czas na przejście przez smoleńską tragedię. Wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. wpłynęły jednak nie tylko na nasze postrzeganie życia, nieprzewidywalności losu i ulotności istnienia, ale na polityczne życie w Polsce. Jak ono teraz będzie wyglądać, kiedy sami politycy PiS, włącznie z prezesem, mówią o „zamykaniu Smoleńska"?

Partie wszystkich Polaków

Ostry podział i podkreślanie różnic sprzyjają zyskiwaniu politycznej tożsamości. Szczególnie jeśli jakiejś partii tej tożsamości jest brak ze względów historycznych i ideowych. Kiedyś ofuknął mnie Leszek Balcerowicz: kiedy został szefem Unii Wolności, podeszłam z mikrofonem, pytając, jaką partią będzie UW pod jego kierownictwem. Moje pytanie były wicepremier odczuł jako obraźliwe, bo domagające się bardziej precyzyjnego politycznego dookreślenia. A przecież dookreślenie to potencjalnie strata części wyborców i zwolenników... Nie warto więc się określać, bo można na tym tylko stracić – tak myślała dawna opozycja, budując po 1989 r. komitety obywatelskie. W latach 90. wszystkie partie postsolidarnościowe myślały o tym, że powinny reprezentować cały naród. Chciały, by było tak jak kiedyś: z jednej strony my, a z drugiej oni, czyli władza. Zapomniały przy tym, że tym razem władzą są właśnie one.

Jak się nie dało reprezentować w pojedynkę całego narodu, to powstawała koalicja, taka jak AWS, która już niewątpliwie emanacją tego narodu była. Oczywiście do czasu kolejnych wyborów...

Z tej logiki od początku wyłamywało się Porozumienie Centrum. Od pierwszego kongresu partii w roku 1991 jasne było, że partia Jarosława Kaczyńskiego (od początku był jej prezesem) woli logikę wykluczającą niż włączającą, że obcy jest jej zamysł podlizywania się wyborcom treściami, które chcieliby usłyszeć. Woli zyskiwać poparcie na swoich warunkach, nawet jeśli przez lata poparcie to nie mogło zapewnić realnego udziału we władzy.

Wykluczenie i konflikt

To właśnie podczas I kongresu PC spod sztandaru uciekł prezesowi Kongres Liberalno-Demokratyczny i niedobitki niezależnego od dawnego ZSL ruchu ludowego. Od tego czasu aż do powstania PiS środowisko Kaczyńskich było żywym dowodem na to, że można budować strategię i tożsamość na konflikcie wewnątrz obozu postsolidarnościowego, ale i na podważaniu dogmatów, do których przywiązani byli inni, np. wiary w nieomylność rynku. Wszystko to uzbroiło partię i jej prezesa w instrumenty analityczne niezależne od chwilowych wahnięć opinii publicznej. W czasach PiS swój wizerunek mógł zmieniać prezes partii, ale partia ze swoich narzędzi, opinii i analiz nie rezygnowała. Niechętnie też sięgała po nowe środowiska polityczne, stąd kłopot w znalezieniu godnych zaufania koalicjantów po zdobyciu władzy. Stąd też zapewne wynikała pewna nieporadność w układaniu sobie z tymi koalicjantami relacji. LPR i Samoobrona nie rozumiały zakonnej dyscypliny, którą budował wobec własnych współpracowników Jarosław Kaczyński.

W tym czasie jego brat Lech Kaczyński, prezydent RP, po raz pierwszy zbudował własne środowisko, które nie było tożsame z partią (której zresztą był pierwszym, a potem honorowym prezesem). Słynne „wykonanie zadania", czyli meldunek o zwycięstwie wyborczym, było pięknym gestem wobec brata, ale nie przełożyło się na identyczność stanowisk w sprawach takich jak np. aborcja. Szybko ugruntował się podział w całym obozie władzy PiS na polityków prezydenckich, prawicowo-liberalnych, młodszych, pełnych pomysłów na nowoczesną politykę historyczną oraz zgrzebną partyjną czerń, męczącą się z rządzeniem i koalicjantami, którzy destabilizują układ władzy. Lech Kaczyński zagospodarował nie tylko polityczną siłę, którą dały mu wybory prezydenckie, ale spożytkował także własne doświadczenie z lat rządzenia Warszawą i bycia ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS. Jego brat takiej możliwości nie miał.

Połowa narodu wystarczy

Kolejną cezurą była katastrofa smoleńska. To tragedia, która nieoczekiwanie wlała w PiS ładunek najsilniejszych możliwych emocji. Emocji, które zostały jednocześnie mitem założycielskim całego środowiska, nadały partii nową tożsamość i i wykluczyły jakikolwiek powrót do koncepcji jednej postsolidarnościowej koalicji, która reprezentowałaby „cały naród". Od tej pory zamiast o zgodzie i PO-PiS-ie mówimy o pęknięciu Polski na pół.

Ta połowa wystarczy, by rządzić, pod warunkiem że jest odpowiednio zmobilizowana. Oczywiście w kategoriach matematycznych żadną połową nie jest, ale wśród głosujących, przy obecnej ordynacji wyborczej, zdyscyplinowane 30–40 proc. równe jest przecież połowie głosów.

Zrozumiała to natychmiast Platforma Obywatelska, szybko wchodząc w grę dzielącą scenę polityczną na pół, ale jak się okazało, jej zdolność mobilizacji okazała się po ośmiu latach rządzenia znacznie słabsza. Morderczy konflikt polityczny spełniał wszystkie wymogi wielkiego, wspólnego doświadczenia cementującego środowisko polityczne, odróżniającego je od wszystkich innych grup funkcjonujących na scenie. Wartością użycia smoleńskich emocji w bieżącej polityce było także to, że są one autentyczne i nieodparte. Nawet najbardziej krytycznie zorientowany przeciwnik PiS nie może na poważnie zanegować bólu i poczucia straty.

Ale najbardziej nawet dojmujące poczucie straty kiedyś mija, szczególnie w zbiorowej świadomości. Jaką partią jest dziś PiS? To pytanie wymaga od polityków obozu rządzącego nowej odpowiedzi. I nie chodzi o świeży pomysł na miarę 500+. Propozycje socjalne to zaledwie (albo aż) technika rządzenia. Jaką drogą ma iść partia, która z małymi przerwami i pod nową nazwą, ale nieustannie, od początku lat 90. buduje okopy, walcząc z wrogami i udowadniając, jak bardzo się od nich różni? Czym teraz będzie się różnić?

Zapowiedź końca miesięcznic, brak końcowego raportu Macierewicza, trudności prokuratorskiego śledztwa i pat w relacjach z Rosją w sprawie wraku pokazują, że czas smoleński się w polityce skończył. Zostaje pamięć ofiar, ale wszelkie wykorzystywanie tej pamięci na publicznym forum od teraz nie będzie już raczej aprobowane. ©?

Osiem lat żałoby to odpowiedni czas na przejście przez smoleńską tragedię. Wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. wpłynęły jednak nie tylko na nasze postrzeganie życia, nieprzewidywalności losu i ulotności istnienia, ale na polityczne życie w Polsce. Jak ono teraz będzie wyglądać, kiedy sami politycy PiS, włącznie z prezesem, mówią o „zamykaniu Smoleńska"?

Partie wszystkich Polaków

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej