Ostatnie weto Andrzeja Dudy można uznać albo za dowód jego całkowitego podporzšdkowania Jarosławowi Kaczyńskiemu, albo co o wiele ciekawsze za poczštek nowej wojny na górze.
W tej pierwszej interpretacji decyzja prezydenta była kołem ratunkowym rzuconym partii rzšdzšcej. Ustawa degradacyjna była jednym, choć nie najważniejszym, powodem spadków PiS i jej zablokowanie mogło pomóc formacji Kaczyńskiego. Z tej perspektywy weto było dokonane na polecenie (a przynajmniej probę) prezesa PiS i miało chronić tę formację przed dalszymi stratami oraz zastopować odbudowywanie się SLD. Tak rozumiana decyzja Dudy byłaby dowodem jego powolnoci względem Nowogrodzkiej i dalszym cišgiem wysługiwania się nim przez Kaczyńskiego.
Czytaj więcej:
Próg tolerancji został przekroczony
I tak to wyglšdało na pierwszy rzut oka. Ale w kilkadziesišt godzin po wecie bliski współpracownik prezesa PiS Marek Suski popieszył z deklaracjš, że prezydent może robić, co chce, ale jego głos włanie stracił. O ile uwagi krytyczne autorstwa Antoniego Macierewicza i jego zwolenników politycznych/medialnych były do przewidzenia (i dlatego do zignorowania), o tyle reakcji osoby nigdy nieodbiegajšcej od aktualnej linii partii i obecnego stanu umysłu jej prezesa już nie da się nie zauważyć i zlekceważyć. Trudno sobie wyobrazić, by Suski zdecydował się na tego typu deklarację bez zgody, a może nawet polecenia, prezesa partii. Jeli więc plotki o tym, że Kaczyński nie doć, że był zaskoczony wetem, to jeszcze nim wkurzony, okazałyby się prawdziwe, musiałoby to oznaczać wypowiedzenie przez Dudę wojny na górze. Wojny, w której jego najpoważniejszym oponentem byłby Kaczyński i, szerzej, PiS.
Jak bowiem tłumaczyć możemy decyzję prezydenta? Na co liczy? Jak kalkuluje? Etykom i powieciopisarzom pozostawiam interpretację, iż za wetem stało poczucie odpowiedzialnoci i dbałoć o stan państwa. Możliwe, ale warto postawić pytanie politologiczne: jakiego zysku po tym ruchu oczekuje Duda?
Jeli liczył na to, że głosy elektoratu postpeerelowskiego, mundurowego, postkomunistycznego pozwolš mu wygrać rywalizację w 2020 roku z przedstawicielem obozu opozycyjno-liberalnego, to wykazał się poważnš naiwnociš. Ktokolwiek będzie za dwa lata reprezentować ten obóz (czy Tusk, czy Biedroń, czy Nowacka ...), to i tak dla wymienionego elektoratu będzie on bardziej wiarygodny i godny zaufania, niż przedstawiciel obecnej władzy, nominat Kaczyńskiego, były poseł i europoseł PiS. Jeli Duda naprawdę liczy na te głosy, to musiałoby to oznaczać, że sšdzi, iż w drugiej turze zmierzy się nie z reprezentantem obozu liberalno-demokratycznego, ale z kim...z PiS! I dlatego chce już dzi przypodobać się tym, którzy z ulgš przyjęli zawetowanie ustawy degradacyjnej. Przecież oni zagłosujš na obecnego prezydenta tylko wówczas, gdy jego konkurentem będzie kto od niego bardziej prawicowy i bardziej antypeerelowski. Kto z PiS.
No włanie: to by oznaczało, że obecny lokator Belwederu wie, że nie będzie wystawiony przez swój macierzysty obóz w 2020 roku i że już dzi musi tak się pozycjonować, by zdobywać głosy nowych wyborców. Bo że zaczyna tracić poparcie w tzw. prawym sektorze już wiadomo i dzieje się to także za sprawš takich decyzji, jak ta, o której mowa. Negatywnie na niš zareagowali nie tylko wymienieni już Suski i Macierewicz, ale także Tomasz Sakiewicz czy wnuk Anny Walentynowicz, który odmówił Dudzie prawa moralnego do uczestnictwa w obchodach 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Swojš zeszłotygodniowš decyzjš jako polityk dobrej zmiany" prezydent nie zyskał żadnego głosu w centrum czy na lewicy, natomiast stracił sporo na skrajnej prawicy. Jako polityk dobrej zmiany" tak, ale nie jako kandydat niezależny.
Choć wiem, jak miesznie to zabrzmi, to Kaczyński uważa Dudę za zbyt samodzielnego. Tak, tak zbyt samodzielnego. Już weta lipcowe podważyły zaufanie prezesa do obecnego prezydenta. Okazał się nie tak powolny, jakby szef PiS sobie tego życzył.
Jeli Dudzie udałaby się sztuka reelekcji, to zakres jego samodzielnoci byłby jeszcze większy, a skłonnoć do słuchania poleceń z Nowogrodzkiej jeszcze mniejsza niż obecnie. Wie o tym prezes PiS, wie o tym także prezydent. Zeszłotygodniowe weto jedynie pogłębiło tę wiedzę u obu panów. Gdyby naprawdę PiS poparło obecnego lokatora Belwederu i gdyby udało mu się wygrać, to w naturalny sposób on byłby centralnš postaciš dla polskiej prawicy w 2025 roku. Nie 76-letni wówczas Kaczyński, ale 53-letni Duda.
Zwłaszcza że ten drugi dysponowałby przez okres pięciu lat całym rezerwuarem rodków i narzędzi przynależnych głowie państwa, podczas gdy Kaczyński mógłby być po 20192020 roku jedynie liderem opozycji. Nie po to prezes PiS niszczy i tworzy kariery ludzi wokół siebie, by wojna o schedę po nim miała się rozegrać bez jego udziału i decydujšcego wpływu. To on chce ostatecznie rozstrzygnšć, komu zostawić królestwo nowogrodzkie" i nie pozwoli, by w naturalny i samodzielny sposób odziedziczył je Duda.
Dlatego już w lipcu pisałem o tym, że prezes PiS będzie wolał, by kandydat PiS przegrał wybory prezydenckie w 2020 roku, niż żeby wygrał je Duda. Jeli orodek prezydencki pozostanie nieobsadzony przez PiS, dla władztwa Kaczyńskiego w partii nic z tego wynikać nie będzie; natomiast jeli zwycięzcš w nich okazałby się obecny prezydent, to będzie on wówczas centralnš postaciš polskiej prawicy i odbierze to miano prezesowi PiS. A na to Kaczyński nie może sobie pozwolić.
Dlatego bardziej prawdopodobna wydaje się teza, że zeszłotygodniowe weto było niekonsultowane z Nowogrodzkš i, co więcej, że jest casus belli wobec niej. To może być poczštek wojny na górze w obozie władzy. Zwłaszcza że owo weto pokazało co, co może być miertelne dla Kaczyńskiego: jego słaboć.
Pomimo dominacji w Sejmie i Senacie, umieszczenia swoich ludzi w Trybunale Konstytucyjnym, służbach specjalnych, mediach narodowych, prokuraturze i sšdach, nie był w stanie zdegradować dwóch martwych generałów. Przegrywa wojny z Brukselš, Tel Awiwem i Waszyngtonem, a teraz okazało się, że łupnia dali mu zza grobu Jaruzelski z Kiszczakiem. To go niszczy. To i tylko to. Nie tyle straszenie jego dyktaturš czy chęciš wyprowadzenia nas z Unii, a nawet nie zachłannoć i pazernoć aparatu pisowskiego, ale włanie dekodowanie jego omnipotencji i wszechwładzy może być dla jego rzšdów zabójcze.
A ta dekonstrukcja wyszła włanie z Pałacu Prezydenckiego i to Duda zawołał: Król jest nagi". I bezsilny. Tego wybaczyć i zapomnieć głowie państwa prezes PiS nie może. To za musi oznaczać poczštek wojny na górze.
Autor jest doktorem politologii na Uniwersytecie lšskim