Michał Szułdrzyński: Największy wróg dobrej zmiany to TKM

Rafał Ziemkiewicz postawił ostatnio tezę, że PiS zaczął wkurzać zwykłych ludzi.

Aktualizacja: 29.03.2017 07:04 Publikacja: 28.03.2017 19:38

Michał Szułdrzyński: Największy wróg dobrej zmiany to TKM

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jego zdaniem powody są dwa: niezrozumiały nawet dla sympatyków Jarosława Kaczyńskiego sprzeciw wobec Donalda Tuska oraz sprawa Bartłomieja Misiewicza. Kariera ulubieńca szefa MON ma być przez Polaków odbierana w następujący sposób: „jak się pisowcy dorwali, to okazują się niewiele lepsi niż kolesie od ośmiorniczek".

Trudno nie przyznać mu racji. Bez wątpienia reelekcja Tuska – popieranego przez PO – była pierwszym od dawna sukcesem opozycji oraz bolesnym ciosem dla PiS. Tyle tylko, że to sprawa emocji, które być może się zmienią. Ale problem dziś nazwany przez opozycję #Misiewiczami ma znacznie poważniejsze konsekwencje. To zjawisko bowiem to nic innego jak opisana w 1997 r. przez Jarosława Kaczyńskiego choroba, która – jak słusznie przewidywał – doprowadzi do klęski AWS, czyli TKM – teraz, k..., my.

Pod tym względem ostatnie miesiące są dla PiS fatalne. Jesienią sam PiS zaczął mówić o pazerności w państwowych spółkach. Atmosferę podgrzała wtedy niespodziewana dymisja ministra skarbu Dawida Jackiewicza. Również ostatnie roszady w państwowych firmach mogą być odebrane przez wyborców jako walka o wpływy, konfitury i „spokojną konsumpcję wyborczych zdobyczy" (cytat z kabaretu „Ucho Prezesa").

Obraz ten utwierdzają tylko kolejne doniesienia o milionowych zarobkach partyjnych nominatów PiS w spółkach Skarbu Państwa. W dodatku tak fatalne dla wizerunku PiS sytuacje jak afera korupcyjna przy okazji ochrony dworców na Światowe Dni Młodzieży to same prezenty dla przeciwników władzy. Opozycja już dziś podnosi argument, że za rządów PiS doszło do korupcji nawet podczas organizacji pielgrzymki Ojca Świętego do Polski.

Nawet wypadki samochodowe z udziałem pani premier czy ministrów, gdy mija pierwszy odruch sympatii i współczucia, stają się wizerunkowym obciążeniem, utwierdzającym przekonanie, że władza w sensie dosłownym „rozbija się limuzynami" po Polsce. Jeśli dodamy do tego weekendowe loty premier Szydło do Małopolski wojskowym samolotem CASA, mamy już wszystkie składniki niezwykle bolesnego uderzenia. Bo oczywiście takie sytuacje zdarzały się również w przeszłości. Zarobki politycznych nominatów za czasów PO były równie wysokie, i również wtedy zdarzały się wypadki aut BOR. Donald Tusk również latał państwowym transportem do rodzinnego Sopotu, a korupcja na styku państwowego biznesu zdarza się od samego początku III RP.

Tyle tylko, że PiS staje się dziś ofiarą własnych obietnic wyborczych. Bo prócz rewolucji socjalnej ta partia wygrała wybory właśnie dzięki obietnicy moralnej odnowy państwa. Celem krytyki rządów PO w kampanii było etyczne zdelegitymizowanie poprzedniej ekipy, która w pewnym momencie zaczęła się kojarzyć wyłącznie ze skandalami.

„Dobra zmiana" rozbudziła nadzieję, że polityka może być inna, lepsza, pozbawiona brudu i korupcji. Oczywiście osoby podatne na korupcję znajdują się w każdej grupie. Tylko tyle, że czarne owce w „biało-czerwonej drużynie" kompromitują dobrą zmianę wprost proporcjonalnie do moralnego wzmożenia, które wykreował PiS.

W sejmowym exposé Beata Szydło mówiła: „25 października 2015 roku Polacy opowiedzieli się za zmianą dotychczasowej polityki i formą sprawowania władzy. [...] I to dziś w tej izbie musimy jasno powiedzieć – polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność, a przede wszystkim słuchanie obywateli – to są zasady, którymi będziemy się kierować – zapewniała i stanowczo obiecała: – Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą!".

Dziś te słowa mogą się odbić partii rządzącej czkawką. Emocje społeczne związane ze szczytem w Brukseli mogą się jeszcze zmienić. Ale największym zagrożeniem dla PiS jest dzisiaj utrwalenie wizerunku kolejnej partii władzy. PiS zamiast obiecanej rewolucji moralnej przeprowadza w państwie – od mediów publicznych, przez prokuratury, sądy, Trybunał Konstytucyjny, dyplomację itp. – rewolucję kadrową. Tyle tylko, że każdy widzi, jakimi kadrami dysponuje partia rządząca. I to jest dziś największy wróg PiS.

Jego zdaniem powody są dwa: niezrozumiały nawet dla sympatyków Jarosława Kaczyńskiego sprzeciw wobec Donalda Tuska oraz sprawa Bartłomieja Misiewicza. Kariera ulubieńca szefa MON ma być przez Polaków odbierana w następujący sposób: „jak się pisowcy dorwali, to okazują się niewiele lepsi niż kolesie od ośmiorniczek".

Trudno nie przyznać mu racji. Bez wątpienia reelekcja Tuska – popieranego przez PO – była pierwszym od dawna sukcesem opozycji oraz bolesnym ciosem dla PiS. Tyle tylko, że to sprawa emocji, które być może się zmienią. Ale problem dziś nazwany przez opozycję #Misiewiczami ma znacznie poważniejsze konsekwencje. To zjawisko bowiem to nic innego jak opisana w 1997 r. przez Jarosława Kaczyńskiego choroba, która – jak słusznie przewidywał – doprowadzi do klęski AWS, czyli TKM – teraz, k..., my.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego