Gdy zaczynałem pisać ten artykuł, nie znałem jeszcze wyników szokującego sondażu, opublikowanych w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej", które pokazywały, iż strata PO do PiS wynosi tylko 2 proc., a Nowoczesna weszła pod próg 10 proc. Ale już wówczas byłem przekonany, że w polskim życiu partyjnym mamy do czynienia z dwoma bardzo ciekawymi zjawiskami: zmniejszaniem się dystansu oddzielającego partię rządzącą od największego ugrupowania opozycyjnego oraz z krystalizowaniem się odpowiedzi na pytanie, kto będzie w 2019 roku liderem opozycji.
Być może wzmiankowany sondaż jest jedynie zapisem chwili, zdjęciem chwytającym ulotne nastroje po brukselskiej klęsce rządu. I być może prawdziwe (i trwałe) nastroje społeczne różnią się nieco od tego incydentalnego zapisu. Ale jedno jest pewne – badanie to obrazuje dłuższy proces odnotowany także przez inne ośrodki pomiaru społecznych opinii – proces słabnięcia PiS i rośnięcia w siłę Platformy. To zjawisko ma miejsce już od kilkunastu tygodni i obecnie stało się zauważalne także socjologicznie.
Schetyna kontra Petru
Przyczyny tego stanu rzeczy są rozmaite – arogancja władzy, porażki na arenie międzynarodowej, wojna wewnętrzna w obozie władzy, indywidualne wyczyny poszczególnych polityków „zjednoczonej prawicy". Jeśli ktoś myślał, że zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego, atak na samorządy i organizacje pozarządowe, nachalna i wulgarna propaganda mediów „narodowych", obrona Misiewicza, oralne popisy posła Piotrowicza i posłanki Pawłowicz, obsadzanie spółek Skarbu Państwa swoimi kolesiami, niszczenie polskiej armii czy kabaretowe udowadnianie, że brukselska klęska była wielką wiktorią, nie zostaną krytycznie ocenione przez elektorat, to był w grubym błędzie. Wyborcy nie od razu dają wyraz rozczarowaniu lub zniechęceniu. Trzeba czasami wielu miesięcy, by sondażownie odnotowały zmianę nastrojów społecznych, ale właśnie coś takiego dzieje się obecnie.
Zwłaszcza że dobrodziejstwa rządów PiS zaczynają być czymś oczywistym i oderwanym od partii Jarosława Kaczyńskiego. Duża część wyborców ceni program 500+ czy obniżenie wieku emerytalnego, ale zdaje się uważać, że to prezent od „państwa", a nie od „partii". Szczególnie że większość ugrupowań (chyba oprócz Nowoczesnej) zadeklarowała, że chce kontynuować niektóre reformy obecnej ekipy (zwłaszcza 500+), zatem – w opinii wyborców – nie ma potrzeby utrzymywania rządów PiS u władzy.
Jeśli przypomnimy sobie, że przed pół rokiem różnica między formacją Kaczyńskiego a Schetyny była 20-procentowa, musimy dziś zauważyć, iż proces doganiania tej pierwszej przez tę drugą jest naprawdę imponujący. I że nie da się go nie zauważyć lub zlekceważyć. Skuteczne dochodzenie PO do PiS jest faktem. Spierać się możemy co najwyżej o jego dynamikę i tempo.