Wstawanie z kolan straciło urok, o ile kiedykolwiek go miało, czas na ambicje stosowne do pozycji Polski. Kraj o takim położeniu geopolitycznym oraz potencjale gospodarczym i militarnym nie może być ignorowany w realnej polityce, chyba że sam się o to stara. Dostaliśmy sygnały, że jest dla nas miejsce w koncercie wielkiej piątki kontynentalnej Europy wraz z Niemcami, Francją, Włochami i Hiszpanią. Odpowiedzmy na nie.
Ta gra warta jest kompromisów w sprawie reformy sądownictwa czy nowelizacji ustawy o IPN. Przecież nikt poważny nie oczekuje od nas rezygnacji z nich, zostaliśmy poproszeni o gesty, a te niewiele kosztują. Tym bardziej że jest sporo do osiągnięcia. Drogowskazem naszej europejskiej gry powinny być trzy cele: 1. wejście do klubu państw współdecydujących o kształcie Unii, 2. stanie się głównym głosem krajów UE spoza strefy euro, 3. zdobycie pozycji rzecznika państw nowej Unii na wschodzie i południu Wspólnoty. Nic od razu, ale w perspektywie długoterminowej nie są to mrzonki.
Los daje nam szansę zejścia z linii strzału światowej krytyki. Użycie przez Rosję gazu bojowego w Wielkiej Brytanii i start nowego gabinetu kanclerz Merkel to żagle, na których możemy popłynąć na spokojniejsze wody.
Kto rozumny – przeciw Moskwie
Rosja użyła w Wielkiej Brytanii broni chemicznej, raniąc obywateli tego kraju. W takich okolicznościach rzeczą oczywistą jest solidarna reakcja Unii, a nawet w ogóle wspólnot euro-atlantyckich.
UE, w tym Polska, właśnie nad nią pracuje. Powinniśmy być w awangardzie stanowczości wobec Kremla – ramię w ramię z Brytyjczykami. Jeśli UE jako całość nie zdecyduje się na twardą ripostę, Polska musi okazać Wielkiej Brytanii solidarność i zastosować własne retorsje.